Tyle bysmy tu chcieli napisac, ze juz nam czasu nie starcza i zamiast pisac w czasie rzeczywistym coraz czesciej piszemy po czasie...:) Dlatego dzis z lekkim poslizgiem bedzie walentynkowo. Zasadniczo nie obchodzimy tego swieta, wiec i na ten rok nic nie zaplanowalismy. I slusznie, bo Wlochy zaplanowaly za nas i moglismy sie mimochodem dolaczyc do ogolnokrajowego swietowania (o tym jak chetnie Wlosi importuja swieta zagraniczne przeczytacie tutaj).
A bylo to tak. W zeszla niedziele czyli w wigilie walentynek wybralismy sie do Aosty i okolic. W samej Aoscie pojawilismy sie z samego rana i troche sie tego obawialismy, bo w niedzielny poranek zwykle wloskie miasteczka sa jeszcze bardzo senne. A tu nic z tych rzeczy! Na glownym placu miasta (Place Chanoux, brzmi jak najbardziej francusko, ale o tym pozniej) przygotowywaly sie walentynkowo do startu balony z ludzmi, glownie parami, na pokladzie! Lot nad Valle d'Aosta, jedyne 180 euro od osoby - jak wyczytalismy na folderku cena promocyjna za godzinna przyjemnosc (?) w chmurach:) Ale przezycia pewnie bezcenne:)
My wolelismy twardo stac na ziemi i udalismy sie do informacji turystycznej po mapy i wszelkie dobre rady. Tym bardziej, ze wiele osob nam odradzalo wyjazd do Aosty no bo przeciez tam nic nie ma... Na szczescie czekaly na nas tylko pozytywne niespodzianki. Przede wszystkim z okazji walentynek zaproponowano parom specjalna promocje: w kazdym miejscu w regionie, w ktorym placi sie za wstep wystarczylo kupic 1 bilet, druga polowka dostawala taki sam gratis! Nagle wspaniale zamki w Valle d'Aosta staly sie jeszcze bardziej zachecajace:) Dlatego jak walentynki, to tylko w Val d'Aosta;P Goraco polecamy informacje turystyczna w Aoscie takze tym, ktorzy chca powloczyc sie po Gran Paradiso - ogromnym i przepieknym parku naturalnym. W informacji dostaniecie mapki ze szlakami i folderki dotyczace pieszych wycieczek, do czego we Woszech zwykle dosc trudno dotrzec.
Drugim zaskoczeniem bylo to, ze pojechalismy do Wloch, a znalezlismy sie... we Francji:) Na tyle dlugo Val d'Aosta byla terytorium francuskim i spornym, ze dzisiejsza Aosta jest oficjalnie miastem dwujezycznym. Nazwy ulic sa wypisane w dwoch jezykach, w szkole dzieci obowiazkowo ucza sie francuskiego, a wszystkie urzedy maja obowiazek obslugiwac petentow po wlosku lub po francusku. Zanim zostanie sie urzednikiem, trzeba zatem zdac egzamin z francuskiego. Jak wytlumaczyl nam przemily pan z informacji turystycznej wszyscy w Aoscie mowia po francusku, ale i tak ich pierwszym jezykiem jest wloski i tego chetniej uzywaja. Takze czulismy sie dosc swojsko:P A juz tak zupelnie nieoficjalnie, zauwazylismy inny francuski wplyw: jesli gdziekolwiek spotkacie niemilych Wlochow, to bedzie to napewno przy granicy z Francja...:P
Po trzecie, to co zobaczylismy zadalo klam stwierdzeniu, ze "w Aoscie nic nie ma". Uliczkami centrum Aosty bardzo milo sie spaceruje i miasto to nie na darmo nazywane jest czasem "alpejskim Rzymem". W 25 roku p. n. e. Rzymianie odbili te miejscowosc z rak Galow i z tamtych czasow pochodza pozostalosci po budowlach rzymskich, ktore do dzis mozna w Aoscie podziwiac. Zreszta miasto za czasow Asteriksa nazywalo sie Augusta Praetoria co dazacy do prostoty ludzie zamienili na Aoste. Calkiem dobrze zachowal sie rzymski teatr z fragmentem elewacji o wysokosci 20 m. Oprocz tego mozna przejsc kamiennym mostem (Ponte di pietra), przejsc przez Porta Praetoria (wschodnia brama do miasta, tego sprzed naszej ery) czy podziwiac Luk Augusta (Arco d'Augusto). Warto tez napewno odwiedzic katedre, ktora cieszy oko przede wszystkim pieknie i bardzo bogato zdobiona freskami fasada. Polecamy takze kolegiate sw. Ursusa (di Sant'Orso) z XI wieku, ktora skojarzyla nam sie z kosciolem San Antonio di Ranverso. Sw. Ursus u nas za bardzo nieznany jest bardzo czczony w Aoscie. Z pochodzenia Irlandczyk, pelnil w VI wieku posluge w tym kosciele i odznaczal sie ogromna hojnoscia. Przedstawiany jest z ptakiem na ramieniu. Z nowoczesniejszych obiektow podobala nam sie szczegolnie drewniana rzezba przedstawiajaca akordeonistow.
Aosta to miasto turystyczne (szczegolnie w sezonie zimowym), wiec przy glownych ulicach centrum znajdziecie mase sklepow i sklepiczkow z pamiatkami i regionalnymi specjalami. Do takowych nalezy grappa, ktora tu mozna kupic w roznych odmianach i kolorach:) Absolutnym hitem byl jednak sklepik z czekoladkami, ktore byly malymi dzielami sztuki, a juz na pewno dowodem kunsztu! Byly w tym sklepie kafetierki, butelki szampana, narzedzia, a wszystko z czekolady! I wygladalo jak prawdziwe!!!! Niesamowite! Zobaczcie sami: zdjecia narzedzi w dolnym prawym rogu kolazu, warto sobie powiekszyc i zobaczyc jakie to slodkie:P
Aosta to miasto alpejskie i choc w samym miescie nie czuc tego tak bardzo (nad czym mozna ubolewac, znajomy Wloch krytykowal za to Aoste wynoszac pod niebiosa Zakopane i styl zakopianski) to jest to swietna baza do jazdy na nartach! Specjalna kolejka (taka jak na Kasprowy) mozna wjechac na Pile (1814 metrow) i juz na szczycie jezdzic do woli po 24 trasach. Haslo promocyjne tego miejsca to "Ski in the sky" - dla zapalonych narciarzy podajemy link! My wjechalismy na szczyt (bilet w 2 strony 5 euro) bez sprzetu narciarskiego, tak tylko, zeby sie przejsc i popatrzec na gory:) Dla niejezdzacych sa tam trasy wycieczek pieszych, mile hoteliki, jeszcze milsze bary... Z uroku gor my skorzystalibysmy duzo bardziej w lecie - oprocz tras narciarskich przechodzi tamtedy mnostwo szlakow, wiec mozna sie dobrze rozpedzic i chodzic u podnoza Mont Blanc. No i jak jest dobra widocznosc (nie bylo:() to mozna Mont Blanc zobaczyc... My jednak dlugo na szczycie nie zabawilismy. Zjechalismy w dol podbijac zamki Val d'Aosta metoda podjazdowa. Ale o tym w nastepnym odcinku, bo jest o czym opowiadac!
O! jak dzisiaj dużo i słodko. Super! Już prawie jestem pewna, że chcę do Włoch na chwilę. Buziaczki:)
OdpowiedzUsuńTak tak to ja Basia.
OdpowiedzUsuńA mój czekoladowy klucz się złamał! Jestem zrozpaczona! Hm ale teraz przynajmniej mam powód, żeby tam wrócić :D Wycieczka była wspaniała! Oby więcej takich ;)
OdpowiedzUsuń