czwartek, 9 sierpnia 2012

Neapol i jego "musty"


No i jak? Byliście juz w Neapolu? a moze macie ochotę sie do niego wybrać? Na forach internetowych można przeczytać, ze turyści którzy wybierają do Kampanii przeważnie niesłusznie pomijają Neapol a jesli chodzi o pobliskie miasteczka lub wyspy często nie wiedza jak zaplanować tu wakacje. Jakie są zatem absolutne "musty" w tej części Kampanii? 


Jesli chodzi o Neapol, wiele przewodników radzi zacząć zwiedzania i odkrywanie miasta w okolicach ulicy Toledo. Jesli macie ogromna ochotę sie tam udać, proponowalibysmy raczej wybrać se tam po zobaczeniu innych części miasta, jesli oczywiście nie jesteście gotowi całkowicie z niej zrezygnować. Ulica ta nie jest uroczą, nie ma tam zbyt wiele zabytków do zobaczenia a jesli chodzi o zalety to udanie sie do tego centrum handlowego vel bazaru na świeżym powietrzu ze względu na jakość proponowanej odzieży tez nie jest najlepszym pomysłem, bo poza kilkoma sklepami marek obecnych w każdej nowootwieranej galerii handlowej, zobaczyć można tam głownie sprowadzane z Chin flashubrania, o których pisaliśmy tutaj


Zwiedzanie Neapolu proponujemy zacząć na Piazza San Martino, u stop XIII w. zamku, zawieszonego nad całym miastem. Rozciąga sie stamtąd przepiękny widok na całe centrum historyczne, port oraz Zatoke Napolitanska.
Do zamku wstęp jest bezpłatny, trzeba tylko w wejściu wziąć bezpłatny bilet. Pózniej zwiedza sie głownie mury, z których rozposcieraja sie widoki zawierające dech w piersiach. Zobaczyć można praktycznie wszystkie obiekty, które bedzie można zwiedzic i łatwiej usytuwac po zejściu do centrum. 


Tak jak w innych miastach nadmorskich - Marsylii, Genui - centrum historyczne Neapolu jest dość ciemne, jego uliczki wąskie i bardzo wysokie, poprzecinane wysokimi palazzi. W kontekście wszystkich mitów na temat niebezpieczeństw grożących w Neapolu turystom, łatwo poczuć sie tam nieswojo i dlatego lepiej chyba najpierw zobaczyć piękno tego miasta z lotu ptaka.  


Il Castel Sant'Elmo pełnił od XIII w. przede wszystkim funkcje obronne i zamykał miasto od  zachodu. Służył także za więzienie, przetrzymywano tam m.in. zwolenników Zjednoczenia Włoch. Dzisiaj mieści sie tam biblioteka historii sztuki a mury zamku oferują wspaniały widok panoramiczny na całe miasto. 


U stop zamku mieści sie Certosa do San Martino, średniowieczno-manisrystyczno-barokowy dawny zakon franciszkanów, w którym mieści sie dzisiaj muzeum św. Marcina, w którym zobaczyć można zbiory sztuki związane z historia miasta. Na opisanie samego muzeum trzeba by zarezerwować osobny post. 


Patrząc z góry na centro storico Neapolu, nie sposób nie zauważyć jednej z najważniejszych arterii grecko-rzymskich miasta, tzw. Spaccanapoli, która oddziela Neapol starożytny od modernistycznego, skoncentrowanego wokół corso Umberto I. W starożytnej części miasta ulokowane zostały głownie kościoły i monastery, wsród których najważniejszym jest bardzo dobrze widoczny z tarasu widokowego kompleks zakonny św. Klary, ktory w Neapolu trzeba obowiązkowo zobaczyć.    


Klasztor powstał na początku XIV w. i miał przede wszystkim byc miejscem spoczynku królów z dynastii Andegawenow. Od XVIII w. kościół został przebudowany według nowej, barokowej mody i stał sie jednym z najważniejszych zabytków barokowych Neapolu. 


Niestety w 1943 r. spłonął i podczas rekonstrukcji zdecydowano o przywrócenie mu jego prostej, średniowiecznej linii dekoracyjnej przez co jego wnętrze jest dzisiaj proste i surowe, typowo franciszkanskie. Nieliczne eksponaty odzyskane po pożarze oraz kilka zdjęć prezentujących barokowe wnętrze świątyni zobaczyć można w muzeum mieszczącym sie w jednym z klasztornych budynków. Najbardziej zaskakującym zabytkiem całego kompleksu jest przepiękny wirydaż wyznaczony według rytmu 72 kolumn przeplatanych ławkami, pokrytych w całości barokową ceramiką w XVIII w.


Neapol to miasto, którego jak sie przekonaliśmy, nie da sie zwiedzić w trzy dni. Jest bardzo zróżnicowane, ma wiele do zaoferowania. Na pewno jednak trzeba umieć znaleźć w nim perełki godne uwagi, bo pierwsze wrażenie moze byc lekkim wstrzasem. Wydaje nam sie, ze poza spacerem po centro storico, koniecznie trzeba zobaczyć tam właśnie San Martino z Castel Sant'Elmo i kompleks św. Klary. Moze ktoś z Was mógł pobyć w Neapolu dłużej i ma jeszcze inne wskazówki co do listy "mustów"?


wtorek, 7 sierpnia 2012

Wakacyjny filmowy kurs włoskiego


Jeśli wakacyjny pobyt we Włoszech chcielbyście poświęcić na doskonalenie znajomości włoskiego, nie trzeba koniecznie inwestować w kurs. Tym, którzy znają już ten język i chcą go tylko podszkolić, radzimy zapisać się do najbliższej biblioteki miejskiej. Przygotujcie się na niemiłe przyjęcie, bo z naszego doświadczenia wynika, że włoscy biblitekarze są raczej nieprzyjemni, ale jeśli przebrniecie przez tęprzeszkodę, będziecie mogli wypożyczać gratis filmy i po całodziennym zwiedzaniu nadrabiać zaległości w dziedzinie włoskiej kinematografii. Naszym zdaniem jest to i świetne ćwiczenie językowe, i super rozrywka. Warto skorzystać z tej okazji, bo włoskie kino, choć bardzo dobre, jest w znikomej części dostępne poza Italią. 


Po powrocie z Neapolu wypożyczyliśmy z biblioteki "Gomorrę", widzianą kilka lat wcześniej w kinie, żeby zobaczyć czy pobyt w stolicy imperium camorry wpłynął na nasz odbiór tego filmu. 

Dzielo Matteo Garrone zostało nakręcony na podstawie bestsellerowej książki Roberto Saviano o tym samym tytule. Czytałam też książkę, do której zresztą zamierzam niebawem wrócić, i polecam ją nawet tym, którzy widzieli już film. Są to dwa zupełnie różne dzieła, bo Garrone nie mógł do filmu przenieść wszystkiego, co zaobserwował Saviano przez okres swojego dziennikarskiego śledztwa, po ujawnieniu którego mafia wydała na niego wyrok śmierci. Saviano udało się wejść w szeregi mafii i zaobserwować jej działanie od środka. W książce znajdziecie ogromnie dużo szczegółów, pobocznych wątków, pseudonimów, danych liczbowych. Jest w niej też miejsce na analizę stanów emocjonalnych bohaterów, ich sposobu myślenia. 


Film jest pod tym względem dużo bardziej oszczędny. Opisuje świat neapolitańskiej mafii poprzez 5 różnych historii ludzi, których losy splątane są z systemem. Jest krawiec pracujący na czarno przy produkcji podróbek sukni projektantów mody, jest matka mafiosa, który decyduje się odejść od dominującej grupy i założyć własny klan, jest 13latek, który za wszelką cenę chce wstąpić w szeregi camorry, jest dwóch nastolatków, którzy na własną rękę chcą przejąć władzę nad swoim terytorium, jest wreszcie problem nielegalnej utylizacji toksycznych śmieci z północy Włoch na południu kraju. To co łączy te historie, to fakt, że są to trudne, bolesne, losy ludzi bez perspektyw, którzy tak naprawdę nie decydują o sobie, a są częścią systemu. Film jest bardzo realistyczny dzięki kilku zabiegom. Po pierwsze, dialogi często są prowadzone w dialekcie neapolitańskim i wtedy na ekranie pojawiają się napisy po włosku. Po drugie wymiany zdań pomiędzy bohaterami są bardzo suche, brak im ozdobników czy owijania w bawełnę. Rozpoczynająca film egzekucja w solarium odbywa się bez słów, podobnie wyrok śmierci na Marię zapada bez zbędnej dyskusji. W przeciwieństwie do książki, w filmie nie ma więc miejsca na analizę stanów wewnętrznych bohaterów, ich refleksji. Po trzecie, niektóre postaci są grane przez amatorów z Campanii, a nie przez zawodowych aktorów. Poza tym bohaterowie używają specyficznego żargonu świata przestępczego, co podkreśla autentyczność obrazu i pozwala wynotować ciekawe słówka. Ta surowość środków przekazu, dosadność prezentowanej muzyki, strojów, krajobrazów czy architektury sprawia, że film staje się jeszcze bardziej brutalny. Szczególnie w napisach końcowych, gdzie zostajemy skonfrontowani z faktami w postaci cyfr dotyczącymi zasięgu camorry. I film, i książka są godne polecenia. 

Natomiast samego Neapolu w filmie nie widać, akcja dzieje się gdzieś pod Neapolem i na jego obrzeżach, co jeszcze bardziej utwierdza w przekonaniu, że można do Neapolu jechać bez obaw. Porwierdził to nasz znajomy księgarz we Florencji, który przed naszym wyjazdem do Neapolu wyśmiał nasze obawy dotyczące camorry, mówiąc "A co niby miała by wam zrobić? Czy wy się widzieliście w lustrze?" :)


niedziela, 5 sierpnia 2012

Fiesole czyli podróż do oazy zieleni


Podczas dłuższego pobytu we Florencji może się zdarzyć, że zapragniecie zieleni, bo Florencja bynajmniej nie jest bardzo zielona, a w wielu miejscach to, co dawniej było trawą dziś jest wypalone słońcem. 


Proponujemy wybrać się wówczas do pobliskiego Fiesole, do którego w 30 minut dojeżdża się autobusem miejskim nr 7 z Piazza San Marco. To miasteczko położone jest na wzgórzu, obfituje więc w punkty widokowe, z których moż na podziwiać panoramę Florencji. Znajdziecie tam upragnioną zieleń, którą doceniane już od XV wieku, kiedy mieszczące zaczęli budować tam letnie rezydencje.


Miasto zostało założone w VII wieku przed naszą erą i można dziś zwiedzać pozostałości po cywilizacji romańskiej i etruskiej. Znajdziecie tam park archeologicznych z  rzymskim amfiteatrem, termami i świątynią z I wieku przed naszą erą. 


Można też zwiedzać muzeum archeologiczne W miasteczku do zobaczenia sa tez mury etruskie i 2 muzea sztuk pięknych. Jeżeli chcecie zwiedzić te zabytki, musicie kupić bilet całodzienny, który od poniedziałku do czwartku kosztuje 8 euro, a od piątku do niedzieli 12 euro. My nie skorzystaliśmy z tej oferty, cena wydawała nam się wygórowana, ale jeśli ktoś zwiedzał te muzea to zapraszamy do komentowania i podzielenia się wrażeniami! 


My podczas naszej wycieczki skupiliśmy się na architekturze sakralnej. Zwiedziliśmy XI-wieczne romańskie Duomo pod wezwaniem San Romolo z wysoką dzwonnicą. 


Ciekawy jest tez XIV wieczny klasztor franciszkański, w którym można oglądać cele zakonników oraz spore muzeum przedmiotów przywiezionych przez misjonarzy ze wszystkich stron świata. Jest tam też przyjemny wirydaż. 



Poza tym wybraliśmy się na upragnioną wyprawę w naturę szlakiem prowadzącym do Monte Ceceri, na piazzale Leonardo da Vinci, z którego ten człowiek renesansu testował swoją maszynę latającą. W informacji turystycznej można dostać mapkę z wyznacząnym szlakiem. Trasa jest bardzo przyjemna, ciągnie się przez około 3 kilometry i prowadzi przez Park Naturalny Montececeri. Widoki są typowo toskańskie: nie brakuje cyprysów ani wzgórz, a w wędrówce towarzyszy śpiew cykad. Proponujemy wziąć ze sobą piknik, bo po drodze jest wiele miejsc piknikowych ze specjalnymi ławkami (radzimy zaczekać z jedzeniem aż do Piazzale, bo można tam piknikować z widokiem na Florencję). 


Poza tym Fiesole nie wydaje się być dobrym miejscem na obiad/kolację w restauracji. Ceny są turystyczne, a jedzenie nie wydaje się być szczególnie wysokiej jakości. Nie zapomnijcie też o wodzie, bo po drodze nie ma żadnych fontann, z których możnaby jej zaczerpnąć! Po pikniku polecamy zjeść deser w piekarni przy Via Gramsci (niedaleko głównego placu w mieście). Znajdziecie tam wyśmienite kruche ciastka i rogaliki, takie domowe, że mniam ! Malinowe nadzienie produkowane jest na miejscu ze świeżych malin! Absolutny "must" w Fiesole! 

Na wycieczkę do Fiesole wystarczy przeznaczyć pól dnia. Wraca się przepełnionym chęcią na podziwianie architektury miejskiej Florencji:)


sobota, 4 sierpnia 2012

Pajacyk z długim nosem

Chodząc ulicami Florencji zwróciliśmy uwagę na wszechobecność Pinokia, którego nie widzieliśmy ani w Turynie, ani w Rzymie, ani w Neapolu. 



We Florencji można go spotkać pod każdą postacią: od breloczków przez marionetki po koszulki. Dla nas absolutnym hitem była mini gaśnica z głową Pinokia. Postanowiliśmy się dowiedzieć jaki jest związek między bankowym chłopcem z drewna a stolicą Toskanii.






Odpowiedź okazała się prosta. Carlo Collodi, twórca Pinokia, urodził sie i zmarł właśnie we Florencji. Właściwie nazywał się Carlo Lorenzini, a pseudonim Collodi pochodzi od nazwy toskańskiego miasteczka, w którym urodziła się jego matka, i w którym pisarz spędził dzieciństwo. 




Ten XIXwieczny pisarz i dziennikarz pochowany jest w San Miniato al Monte we Florencji, o którym to pięknym miejscu napiszemy niebawem. Ciekawe jest to, że Collodi był mocno zaangażowany na rzecz zjednoczenia Włoch i używał literatury dziecięcej do agitacji politycznej. Stworzona przez niego w opowiadaniach postać Gianettino popiera zjednoczenie:)Przybierając pseudonim Collodi, pisarz wsławił toskańskiego miasteczko położone 15 km od Luca i 60 km od Florencji, uważane za miejsce urodzin Pinokia. 



W miasteczku można zwiedzić Villa Garzoni z XVIIwiecznym ogrodem renesansowo-barokowym. Są tam groty, rzeźby i fontanny, a także labirynt, który poleca się szczególnie zakochanych parom. 



Collodi przyciąga także Collodi Butterfly House, jednym z pierwszych domów motyla we Włoszech. To rodzaj ogrodu tropikalnego w specjalnej szklarni, w którym można obserwować motyle z terenów Amazonii, Afryki, Australii oraz Indii. W miasteczku znajdziemy też "Via della fiaba" czyli bajkową ulicę. 



Największą atrakcją miasteczka jest park Pinokia, w którym znajdują się rzeźby poświęcone pajacykowi. Znajduje się tam także muzeum poświęcone ilustracjom i komiksom. Do Collodi można dostać się pociagiem na trasie Firenze-Prato-Pistoia-Pescia-Lucca-Viareggio. Wysiadamy w Pescia, skąd trzeba jeszcze 15 minut jechać do Collodi autobusem. 




piątek, 3 sierpnia 2012

O miłości do polskich bab



Neapol najbardziej nas chyba zaskoczył, gdy wybraliśmy się do cukierni spróbować lokalnych specjałów. Poprosiliśmy o babà al rum, prezentowaną w przewodniku jako typowy deser, którego należy spprobwać, gdy się jest w Neapolu.


Nam te ciastka biszkoptowe w kształcie grzybków nasączone rumem i podawane z bitą śmietaną lub kremem i migdałami kojarzyły się z popularnymi we Francji babà al rum, ale daliśmy się przekonać, że jest to przysmak typowo neapolitański. A jako że z natury jesteśmy ciekawscy, zapytaliśmy sprzedawce o historię tego ciastka. I w ten sposób dowiedzieliśmy się, że przecież jest to typowe ciastko... polskie, które Włosi zaadaptowali do swojej kuchni!


A wszystko zaczęło się od Stanisława Leszczyńskiego. Mówi się, że po wypędzeniu z Polski, już jako diuk Loreny, nudził się okrutnie. Otoczył się filozofami i naukowcami, poświęcił się studiowaniu. Aby mieć na to siłę w niesprzyjającym klimacie wschodniej Francji, potrzebował dużo słodkości.


Nadworni cukiernicy szukali coraz to nowych deserów, ale często brakowało im pomysłów i podawali mu tamtejszy przysmak kugloff przypominający naszą polską babkę. To ciasto było jednak dla króla za suche, przyklejało mu się do podniebienia... Aż do dnia, kiedy przez przypadek zostało zalane rumem z przewróconej butelki:) Nabrało bursztynowego koloru, przyjemnego zapachu, miłej konsystencji... Król nazwał swój specjał babà według Włochów na cześć Ali Baby, my jednak sądzimy, że chodziło mu zwyczajnie o polską babkę. Deser zawędrował do Neapolu, gdzie został wyniesiony do rangi lokalnej specjalności.W Neapolu jest nawet powiedzenie "Si nu’ babà", które wyraża uznanie dla osoby, która nas pozytywnie zaskakuje podobnie jak to niepozornie wyglądające ciastko, którym mnóstwo ludzi się zajada. Warto wiedzieć, że babà występuje w Neapolu pod kilkoma postaciami. Są ciastka klasyczne, w kształcie małych i dużych grzybków, są torty babà oraz babà z kremem.  Ciastka można też kupić w rumowej zalewie w słoiku i zajadać w domu w długie zimowe wieczory wspominając Leszczyńskiego;) Babà ma nawet swoją stronę internetową, więc przyznacie sami, że miłość do polskich bab nie ma we Włoszech granic!;)


czwartek, 2 sierpnia 2012

Neapol od kuchni


Kuchnia neapolitanska to nie tylko pizza. Chcąc spróbować innych lokalnych przysmaków, za namową "lokalnych" znajomych poszliśmy na obiad do trattorii (czyli knajpy z domowym jedzeniem) o swojskiej nazwie "La Campagola" mieszczącej się przy via Tribunali 47, jednej z najważniejszych ulic starożytnego Neapolu, znajdującej się w ścisłym starym mieście. 


Historia tej knajpki sięga 1946 roku, kiedy to Giovanni Bufalino decyduje się na otwarcie sklepu z produktami pierwszej potrzeby: winem;), warzywami, mąką, sosem pomidorowym i wszystkim, czego po wojnie potrzebowano najbardziej. Panował wówczas zwyczaj łagodzenia wpływu spożywanego w tego typu sklepach alkoholu jajkiem sadzonym i z tego wlasnie jajka rodzi się pomysł właścicieli na rozszerzenie oferty o przygotowywane na miejscu jedzenie. 


Dzis lokal jest zarządzany przez wnuka założyciela, Antonio, którego mieliśmy okazje poznać. Ciekawa jest historia nazwy knajpki, która świadczy o początkach współczesnej franczyzy. Wyobraźcie sobie, że nazwa została narzucona przez sprzedawcę win, który wykupował lokale w Neapolu i pozwalał innym nimi zarządzać pod warunkiem, że bedą kupować u niego wino i że knajpy bedą nazywać sie  “La Campagnola". W kuchni, którą widać zza szyby, z niebywałą prędkością pracuje kilka kobiet, wszystkie spokrewnione z właścicielami. 




Menu jest zapisane kredą na tablicy, a dania, które się skończyły są szybko ścierane przez jednego z kelnerów. Popularność knajpy sprawia, że trzeba trochę poczekać na stolik. Nam tę knajpkę polecił znajomy, ale nie wspomnieliśmy w wejściu, że przychodzimy od niego i gdy w rozmowie z szefem wyszło, że jesteśmy znajomymi jego znajomego bardzo ubolewał, że nie powiedzieliśmy o tym wcześniej. "Przecież dałbym wam stolik duzo wcześniej!" Ot, przyjechałeś człowieku do Neapolu, zachowuj sie jak Neapolitańczyk! Następnym razem będziemy o tym pamiętać;)


Zjedliśmy wspaniale! Na przystawkę frittura mista czyli jedna bruschetta, jeden fior di zuccha  (kwiat cukinii w cieście), jeden crocchè (typowa przystawka na bazie jajka i ziemniaków ktora tworzy mase ugnieciona widelcem i jest panierowana w bułce tartej i smażona) i jeden carciofo czyli karczoch w cieście. 



Do tego pyszną sałatkę ze smażoną ośmiorniczką (insalata di polpo). Mniam! 


Po zaspokojeniu pierwszego głodu przyszedł czas na główne danie.  Wzięliśmy najbardziej typowe z możliwych :) Paccheri alla ricotta czyli pyszny makaron przypominający canelloni, ale krótszy i płaski w sosie pomidorowym z ricottą oraz króla neapolitanskich dań czyli braciola al ragu. To danie jest dla mieszkańców Neapolu jak schabowy, je się je zawsze na niedzielny obiad. Przypomina nieco bitki wołowe i jest wyśmienite!  


Oto przepis dla czterech osób:

650gr mięsa wolowego pokrojonego w niezbyt chude paski 30gr orzeszkow pinii
40gr rodzynek
70gr sera pecorino
200gr boczku lub kiełbasy pokrojonego w paski 
500gr obranych pomidorów
1 butelka przecieru pomidorowego
3 zabki czosnku
Zmielona pietruszka
1 cebula
1 marchewka
1 kieliszek białego wina
Gałka muszkatałowa
Sól i pieprz


Co nalezy zrobic? Rozbić kawałki mięsa tłuczkiem, przyprawić. Położyć na każdy kawałek boczek lub kiełbasę.  Zmieszać pietruszkę, drobno pokrojony czosnek i orzeszki. Wyłożyć ten farsz na mięso, dodać rodzynki i drobno pokrojony ser. Zwinąć jak bitki, spiąć wykałaczką. W rondlu podsmażyć pokrojoną cebulę i marchewkę. Przesmażyć bitki po czym dodać wino i pomidory. Zalać przecierem pomidorowym. Dusić 1,5 godziny na wolnym ogniu.Po powrocie do domu chętnie wyprobujemy ten przepis i mamy nadzieję, że dzięki temu na nowo będziemy w Neapolu:)

Restauracja, choć bardzo znana, pozostaje niedroga. Za opisane jedzenie, butelkę wina i butelkę wody zapłaciliśmy trochę ponad 20 euro. Adres godny polecenia!  

środa, 1 sierpnia 2012

Estate Fiorentina


Wakacje we Florencji czasami kojarzą się z uciążliwym staniem w długich kolejkach i zwiedzaniem dziesiątków kościołów i muzeów, których nie brakuje w tym Mieście-Muzeum. 

Ci którzy za muzeami nie przepadają albo tez po spędzeniu dniu w innej epoce poprzez podróż w czasie w którymś z florenckich zabytków chcą wieczorem rozluźnić się i zregenerować siły na kolejny dzień, na pewno nie będą we Florencji rozczarowani brakiem oferty kulturalnej. Jedynym problemem jest brak promocji tych wszystkich wydarzeń wśród turystów. A wystarczy tylko wejść na stronę internetowa centralizującą wszystkie wydarzenia. Kilka pomysłów na florenckie wieczory możecie tez znaleźć na naszym blogu.


Większość inicjatyw jest organizowana we współpracy z urzędem miasta Florencji, który promuje w wakacje wszystkie inicjatywy pod hasłem „Estate Fiorentina”. Oto najciekawsze propozycje:

Apriti Cinema

Chodzi o festiwal filmowy w ramach którego na placu Santissima Annunziata we Florencji od czwartku do soboty o 21.30h wyświetlane są bezpłatnie filmy na świeżym powietrzu. Filmy pokazywane są w języku oryginalnym z napisami po włosku. 


Program jest bardzo ambitny. My wybieramy się zobaczyć w ten sposób „I giorni del cielo” Terrence Malick’a i „Blue Valentine” Dereka Cianfrance.  Inicjatywa Comune di Firenze pozwala przenieść się w czasie i zobaczyć jaka role pełniły dawniej spotkania kulturalne na włoskich piazza.

Teatro Limonaia w willi Strozzi

W ramach cyklu „Estate fiorentina” w teatrze Limonaia mieszczącym się w willi organizowane są koncerty, wystawy i inne wydarzenia kulturalne. 


Niektóre z nich, jak na przykład przedstawienia operowe są dość drogie – bilety można kupić po 45 euro i 30 euro ze zniżką dla studentów. Na wiele spotkań muzycznych czy pokazów tanecznych wstęp jest jednak czasami dużo tańszy (ok. 10 euro) lub całkowicie bezpłatny, szczegóły sprawdźcie tutaj.

Festival Orchestre Giovanili (FOG)

Stworzony w 2008 roku projekt muzyczny w ramach którego w różnych miastach nie tylko we Włoszech, ale także Francji, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i na Łotwie organizowane sa bezpłatne koncerty muzyki klasycznej w wykonaniu młodych muzyków. 


Na przełomie czerwca i sierpnia we Florencji odbyli się dzięki tej inicjatywie już ponad dziesięć koncertów na świeżym powietrzu. Atmosfera koncertów jest magiczna. Odbywają się na głównym placu Florencji, Piazza della Signoria, w Loggia dei Lanzi, w cieniu galerii Uffizi i kopii rzeźb wystawionych na placu: Perseusza z głową Meduzy, Porwania Sabinek, Herkulesa i Centaura, Dawida Michała Anioła... Cały program dostępny jest tutaj.

Centrum kulturalne Le Murate

Ten XIV-wieczny klasztor w którym mieszkały mniszki nazywane „murate” ma bardzo ciekawa historie. W latach 1883-1985 był więzieniem a od 2004 roku został ponownie przeobrażony w centrum kulturalne. Organizowane są tu koncerty, pokazy tańca, czasami można tu posłuchać tradycyjnej muzyki włoskiej popijając piwko lub jedząc kolacje w jednym z pobliskich barów. 


Cały program znajdziecie tutaj. W centrum mieści się tez kawiarnia literacka, oferująca osobny program wieczorków literackich, spotkań międzykulturowych, incontri o szeroko pojętej tematyce artystycznej i gastronomicznej. Oto strona caffè.


wtorek, 31 lipca 2012

"Miejcie oczy szeroko otwarte" czyli zatrważające rady mieszkańców Neapolu


Neapol słynie z wielu wspaniałości: pizzy, piosenek, pięknej pogody. Ale jest też otoczony złą sławą i to nie tyle za sprawą tamtejszej mafii - Camorry, ile przez tak zwaną drobną przestępczość, przed którą przestrzegają wszyscy. Każdy słyszał o znajomym znajomego, który kupił na ulicy w Neapolu okazyjnie najnowszy model komórki, a gdy wrócił do hotelu, okazało sie, że w podelku jest cegła. Pytanie tylko, kto kupuje komórkę na ulicy w Neapolu i czy ta cegła mu się nie należy jako nagroda za wybitną inteligencję?


A tak serio,  pierwszy raz spotkaliśmy sie z przestrogami jeszcze przed wyjazdem, czytając przewodnik, skierowany w dodatku nie do cudzoziemców, a do Włochów. Wsród wskazówek praktycznych były rady dość oryginalne: chodzić tak, aby przewieszona przez ramię torebka znajdowała sie od strony muru, a nie ulicy; nie mieć przy sobie dokumentów, a tylko ich fotokopie itd. Postanowiliśmy zachować zdrowy rozsądek i nie dać sie zwariować, ale gdy tylko wysiedlismy na dworcu w Neapolu, odruchowo mocniej zacisnęliśmy dłonie na torbach i po 5 minutach pobytu w Neapolu pogratulowalismy sobie, że jeszcze nas nie okradziono:)


Nasze poczucie zagrożenia zwiększało się z każdą minutą za sprawą samych mieszkańców Neapolu. I to wcale nie kieszonkowców, złodziei czy innych bandytów, bo podczas trzydniowego pobytu nie widzieliśmy ani jednego rzezimieszka. Czuliśmy sie nieswojo za sprawa tych dobrych, przesympatycznych autochtonow, którzy każdą rozmowę z nami kończyli jakąś przestrogą. Na przykład pierwszego wieczoru poszliśmy na koncert muzyki neapolitanskiej w Castello Nuovo. Koncert skończył sie o 23 (nie o 3ciej nad ranem!), więc wcale nie tak późno, ale kiedy z niego wyszliśmy z zamiarem powrotu do hotelu, zaczęły sie schody... Juz siedzący koło nas podczas koncertu Neapolitańczycy na wieść o tym, że jesteśmy w ich mieście po raz pierwszy powtarzali jak mantrę "tylko uważajcie na rzeczy, miejcie oczy wokół głowy". 


Kiedy zaś na przystanku zapytaliśmy czekającego Włocha jak dojechać do naszego hotelu nie tylko zaproponował, że usiądzie blisko nas w autobusie "bo z nim jesteśmy bezpieczni", ale też poczekał z nami na tramwaj, do którego musieliśmy się przesiąść, a gdy tramwaj nie przyjechał, poszedł z nami na postój taksówek, żeby przypadkiem nic nam sie złego przez te parę metrów nie przydarzyło. Zdziwieni tego typu postawą mieszkańców następnego dnia zostawiliśmy w hotelu nawet obrączki... Zostawilibyśmy pewnie z rozpędu  i aparat (jak nam parę osób poważnie radziło), gdyby nie to, że wzięliśmy go po to, by robić zdjęcia w mieście, a nie w hotelu:)


Doprawdy dziwna jest ta atmosfera niepokoju, którą przesiąka się w Neapolu... Rezultat jest taki, że turyści raczej omijają to miasto (bardzo ich było mało pomimo sezonu i weekendu), a śmiałkowie, którzy do niego przyjeżdżają widza potencjalnego złodzieja w każdej napotkanej osobie. Zgodnie z radami rozglądaliśmy się bardzo uważanie i wniosek z obserwacji jest taki, że niczego dziwnego nie zauważyliśmy, nikt w naszej obecnosci nie krzyczał nawet "łapać złodzieja", nikt nie uciekał ze skradzioną torebką... 


Za to w zeszłym tygodniu w centrum Florencji, o której nikt złego słowa nie powie, widzieliśmy jak policjanci zakuwaja kogoś w kajdanki... Tak więc albo mieliśmy super dużo szczęścia (i odpowiednio dużo oleju w głowie, żeby nie zapuszczać się w ciemne zaułki), albo ta zła fama Neapolu jest nieco przesadzona. Jeśli zauważyliśmy brak pieniędzy w portfelu, to tylko dlatego, że w torbie przybyło pamiątek, a w brzuchach neapolitanskich przysmaków! Tak więc nie bójcie się Neapolu, zachowajcie środki ostrożności, które zachowujecie w każdym innym dużym miescie, ale nie dajcie sie zwariować!!!!