wtorek, 27 września 2011

11.09.27 O tym dlaczego kopciuszkowe warzywo wylądowało na naszym stole

Mało znana w Polsce (przynajmniej takie odnosimy wrażenie), króluje na włoskich stołach. Mi do niedawna kojarzyła głównie z baśnią o Kopciuszku, i to bynajmniej nie z jej happy endem, ale z dziwnymi pracami, które Kopciuszkowi zlecały złe siostry i macocha. Mowa o soczewicy, czyli lenticchie, na którą już od jakiegoś czasu z ciekawością spoglądaliśmy w sklepach, ale którą odkładaliśmy na półkę, bo nie mieliśmy pojęcia co z nią zrobić. Po naszym pobycie we Włoszech soczewica ciągle stoi na półce, tyle że już nie tej sklepowej, a naszej własnej, kuchennej. Nauczyliśmy się od Włochów jeść soczewicę dość często. W Italii najważniejszą okazją ku temu jest Sylwester, bo lenticchie symbolizują wówczas bogactwo w nowym roku. Jeśli wiec brakuje wam pieniędzy to nie martwcie się, 31 grudnia juz blisko, teraz juz znacie sposób na fortunę;)

Dziś podzielimy się z wami tym, co usłyszeliśmy od różnych casalinghe (gospodyń domowych), które spotkalismy na włoskiej drodze.

Na początek kilka ciekawostek wyczytanych z wycinka gazety znalezionego w książce kucharskiej własnej roboty naszej znajomej z Gemony Franki. Nazwa soczewicy ma podkreślać podobieństwo warzywa do małych soczewek. Jest to najstarsze warzywo jadane przez człowieka, ślady obecności soczewicy sięgają 5500 lat przed naszą erą. Znaleziono je także w egipskich grobowcach sprzed 4 tysięcy lat. Wspomina się o nich też w Biblii, wiec jak widzicie warzywo to sędziwe i szanowane:)

Jak sie dowiedzieliśmy, we Włoszech uprawia się dwa rodzaje soczewicy: zielona w Altamura i czerwona we Fucino.

Włoszki bardzo chwalą lenticchie. Soczewica jest ich zdaniem nie tylko smacznym contorno czyli dodatkiem do głównego dania i z powodzeniem może zastąpić ziemniaki czy ryż, ale i źródłem protein porównywalnym do mięsa. Wpływa też doskonale na obniżenie cholesterolu.



Przygotowanie soczewicy nie jest skomplikowane, jedynie nieco czasochłonne. Przed gotowaniem trzeba soczewice namoczyć przez około 6-7 godzin, a po odlaniu wody i kilkakrotnym przepłukaniu, gotować od 20 minut do godziny. Najdłużej gotuje się soczewica zielona. My do soczewicy lubimy dodawać pomidory, ale trzeba pamiętać, żeby zrobić to dopiero pod koniec gotowania, inaczej cały proces bardzo sie wydłuża.

Nasz przepis jest bardzo prosty. Wymoczoną i odcedzoną soczewice gotujemy z dodatkiem natki pietruszki. Po około 30 minutach dodajemy podsmażone na oliwie cebulkę, marchewkę i seler oraz przecier pomidorowy. Gotujemy na wolnym ogniu kolejnych kilka minut i podajemy z miesem i surówka. Naszym zdaniem pycha! A jeszcze jak sobie człowiek pomyśli, że nie dość, że dobre, to jeszcze i zdrowe... Czy wy też przekonaliście się kiedyś za sprawą innej kultury do jedzenia czegoś, co dawniej wydawało wam się dziwne i nieatrakcyjne?


niedziela, 18 września 2011

11.09.18 "Io non ho paura" czyli arcydzieło o odwadze

Podczas wakacji obejrzeliśmy sporo włoskich filmów, co po części było związane z kursem kina włoskiego, na który chodziliśmy w ramach LabOnline. Na kursie mieliśmy okazję zobaczyć włoskie kino w nieco szerszej, historycznej perspektywie. Dowiedzieliśmy sie np., że współczesne włoskie kino opiera się na dwóch filarach: cinepanettone i cinema d'autore. Pierwszy rodzaj to niskobudżetowe komedie, które powstają w rekordowo krótkim czasie, wychodzą w kinach w okresie Bożego Narodzenia i tuż po nim znikają z dużego ekranu. Drugi typ filmów to filmy autorskie, a więc kreacje artystyczne dużo ambitniejsze, które zostawiają po sobie ślad na dużo dłużej.

W nas podczas tych wakacji zostawił ślad przede wszystkim film "Io non ho paura" (Nie boję się) Gabriela Salvatoresa z 2003 roku na podstawie powieści Niccolo Ammaniti pod tym samym tytułem. Trzymająca w napięciu akcja, przepiękne zdjęcia i muzyka, znakomita gra aktorska i świetnie nakreślony portret małej wiejskiej społeczności gdzieś w południowych Włoszech to garść powodów, dla których ten film trzeba obejrzeć.



Akcja rozgrywa się w 1978 roku w małej wiosce w Bazylikacie podczas bardzo gorącego lata. Dusząca siła panującego upału jest w filmie znakomicie oddana. Powietrze zdaje się drżeć od gorąca, po plecach matki głównego bohatera spływa stróżka potu podczas obierania ziemniaków, upał nie pozwala zasnąć i potęguje poczucie beznadziei towarzyszące mieszkańcom wioski, gdzie panuje bieda, a dzieci bawią się same w opuszczonych domach. Pozbawione dobrych wzorców, szybko uczą się agresji, krętactwa i okrucieństwa.

Plakat filmu

To właśnie podczas zabawy w opuszczonym budynku główny boharter, 10letni Michele znajduje ukryty właz do piwnicy, a w niej swojego rówieśnika Filippo. Dlaczego dziecko znajduje się w piwnicy? Kto je tam przetrzymuje? Kim jest? Chcąc znaleźć odpowiedzi na te pytania Michele będzie musiał szybko dorosnąć, zdecydować, co jest dla niego ważne i wybrać między lojalnością wobec rodziny a sprawiedliwością. Więcej fabuły nie zdradzę, bo jest to w pewnym sensie film kryminalny:)

Atutem filmu są zdjęcia. Dobór kolorow podkreśla piękno pejzaży południowych Włoch, ale też świetnie oddaje porę roku, w której rozgrywa się akcja. Jest tak słonecznie, że wszystko aż nabrzmiewa kolorami; trudno byłoby sobie wyobrazic bardziej złote łany zbóż i bardziej niebieskie niebo. Te zdjecia i przepiękna muzyka, a także dobiegajace odgłosy np. pochukiwania sowy budują napięcie. Ciekawe jest także zakończenie, które często krytykowano jako mało realistyczne czy banalne. Moim zdaniem jest ono celowo odrealnione i stawia widzowi bardzo wiele pytań. Film oglada sie z zapartym tchem!

Okładka książki

Jadę w tym tygodniu do Warszawy, gdzie, o ile dobrze pamietamy, na jednej z półek czeka na mnie wersja książkowa tej opowieści. Już się nie mogę doczekać jak wezmę ja w swoje ręce. Dam znać, czy jest równie dobra jak arcydzieło Salvatoresa.






niedziela, 11 września 2011

11.09.11 Mozaik czar


Niedługo zacznie się rok akademicki (podobno w tym roku jakoś wcześniej ze względu na Euro…), ale na pewno jeszcze są wśród Was tacy, którzy nie maja pomysłu na to, co z tym rokiem zrobić. Dlatego właśnie na temat pierwszego powakacyjnego posta wybralismy wspomnienie Spilimbergo – mało znanego włoskiego miasteczka, które poza tym, ze jest urocze samo w sobie, jest przede wszystkim la città del Mosaico


Fakt, nie ciężko było nas zauroczyć, bo jak zwykle mieliśmy trochę szczęścia i przez przypadek trafiliśmy do Spilimbergo 15 sierpnia, kiedy odbywa się najważniejszy festiwal tego miasteczka – la Rievocazione storica della Macia


Podczas festiwalu portyki w całym mieście zamieniają się w kramy z lokalnym rzemiosłem i karczmy ze specjałami według średniowiecznych receptur. Celem festynu jest przywrócenie na lokalne ulice reprezentantów wszystkich stanów społeczeństwa średniowiecznego Spilimbergo jak również śpiewaków i ulicznych artystów. 


16 sierpnia odbywa się tradycyjny corteo storico. Mieszkańcy dokładają wszelkich starań w organizacji festiwalu, nam jednak sam festiwal średniowieczny (gdyby ktoś właśnie w tym celu chciał wybrać się do Miasta Mazaik) bardziej podobał się w Gemonie del Friuli, ponieważ architektura Gemony sprawia, ze jest on dużo bardziej kameralny i poczuc się na nim można rzeczywiście jak w średniowieczu.


Spilimbergo jest jednym z najładniejszych miasteczek Równiny Friulskiej, najważniejszą role odegrało w Średniowieczu i w Renesansie i te właśnie czasy wspomina się podczas ludowych festynów. W centrum miasteczka zachował się średniowieczny układ ulic, kilka budynków których fasady zdobione są pięknymi mozaikami, ale uwagę przykuwa przede wszystkim bardzo ciekawe architektonicznie XIII-wieczne Duomo, którego wspaniale zachowane wnętrze zachwyca całkowicie, praktycznie nie widać, ze katedra ucierpiała podczas trzęsienia ziemi z 1976 r.


Poza słynnym festiwalem i ciekawym centrum, Spilimbergo znane jest jednak także na całym swiecie dzięki prestiżowej szkole mozaiki z Friuli. Trafiliśmy tam trochę przez przypadek – wiedzieliśmy o tym, ze szkoła istnieje i z miłości do mozaik rzymskich i z Rawenny postanowiliśmy ja chociaż zobaczyć. 


Okazało się jednak, ze pomimo państwowego święta można było wejść do środka, co więcej: zobaczyć aule, w których odbywają się zajęcia, zasiąść w ławce, obejrzeć spokojnie wszystkie przybory i materiały. Na korytarzach szkoły można obejrzeć stałą wystawę, na której zaprezentowane są prace uczniów. Jak sie przekonalismy, mozaiki to rodzaj sztuki, który ciągle się rozwija! Wystawa zachwycała bogactwem barw, materiałów, form i pomysłów na przedstawienie bardzo szerokiej tematyki dziel: od sakralnej po bardzo nowoczesna. 


Mniej standardowa forma zwiedzania Spilimbergo jest tez przejażdżka na rowerach, które można wypożyczyć bezpłatnie w Ufficio Informazioni e Accoglienza Turistica za kaucja 10 euro. Czyżby mozaiki nie były jedynym łącznikiem miedzy Spilimbergo i Rawenna? Tam tez mozna bezplatnie jezdzic miedzy wszystkimi kosciolami rowerami bezplatnie wypozyczanymi przez informacje turystyczna. 


Spilimbergo oferuje wiele nie tylko w sierpniu. W lipcu odbywa się tam międzynarodowy festiwal muzyki etnicznej i nowych brzmień „Folkest”, na przełomie lata i jesieni zobaczyć można bardzo dużo wystaw fotograficznych w ramach festiwalu „Spilimbergo fotografia” a w październiku festiwal lokalnego folkloru i specjałów kulinarnych „Rivivono antichi Sapori”. To kiedy sie wybieracie? Ja prawie na pewno  wroce tam, zeby zdobyc dyplom mozaisty...


A jak Wasze wakacje? Zawitaliscie gdzies do Wloch? Moze ktos dal sie namowic na Piemont? :)


środa, 7 września 2011

11.09.07 Koniec... a raczej początek!

Nasi Drodzy Czytelnicy!

Dlugo nas ostatnio nie bylo, ale kazdy ma prawo do wakacji :) Posileni promieniami slonca Hiszpanii wrocilismy juz do Paryza, gdzie wlasnie sie instalujemy w nowym mieszkaniu....

Nasz "Rok we Wloszech" dobiegl juz ostatecznie konca... Byl to absolutnie genialny i niezapomniany rok przygod, wielu wrazen i inicjatyw. Jedna z nich byl wlasnie ten blog, ktory cieszyl sie duzym powodzeniem, co sprawilo nam ogromna przyjemnosc.

Wracamy z Wloch przez Rzym, Turyn i Mediolan z dwoch kursow jezykowych oraz niespodziewanej mozliwosci niezlego poznania kolejnego regionu Wloch - Friuli Venezia Giulia. Wlochy pozostawily w nas duzo ziaren, ktore musza wykielkowac i postanowilismy z tego powodu nie konczyc naszego bloga po tym roku. Zgromadzilismy tyle informacji turystycznych, krajoznawczych, kulturalnych i jezykowych, ze postanowilismy tylko przeksztalcic bloga w nowy serwis - poswiecony wlasnie kulturze, jezykowi i poznawaniu Wloch. Nazwa pozostaje ta sama, ale informacje beda juz troche mniej reporterskie, postaramy sie miec wiekszy dystans w przekazywaniu ich.

Mamy nadzieje, ze pozostaniecie z nami? Ze bedziecie tu dalej zagladac? Co wiecej, ze powiecie o naszej inicjatywie Waszym znajomym italofilom i zachecicie ich do dolaczenia do grona naszych czytelnikow! Odwiedzajcie nas, pametajcie, ze bloga mozecie tez "obserwowac" logujac sie po prawej stronie. Mamy nadzieje na konfrontacje informacji o Italii, wymiane wskazowek, rad, autorow, destynacji... Jednym slowem idziemy AVANTI!

Do szybkiego napisania!