sobota, 30 kwietnia 2011

11.04.30 Asti - nieznana i bogata

Dzis zapraszamy do Asti, piemonckiego miasta, które nie jest bardzo znane, ale naszym zdaniem niezwykle ciekawe. Zachwyca przede wszystkim bogactwem zabytków z różnych epok od antyku po barok.

Asti została założona przez Rzymian (nazywała sie wtedy wdzięcznie Hasta Pompeia), o czym świadczy chociażby Domus Romana, dom rzymskich patrycjuszy, w którym zachowała się mozaika. Słynna jest także rzymska Torre Rossa czyli wieża stanowiąca niegdyś część bramy do miasta od strony zachodniej. Dolna część wieży pochodzi z I wieku naszej ery. Górną dobudowano już w XII wieku, aby służyła jako dzwonnica kosciołowi pod wezwaniem San Secondo, a później barokowemu kościołowi św. Katarzyny. 



W ogóle Asti spokojnie można nazwac miastem wież, bo jest ich aż 6. Symbolem miasta jest Torre Troiana z XIII wieku, najwyższa średniowieczna wieża Piemontu (44 metry). Jest to jedyna wieża w mieście przenaczona do zwiedzania. Po 199 schodkach wchodzi się na szczyt, żeby popatrzec na panoramę miasta. Problem w tym, że przez kraty i nie taką znowu znaczną wysokość wieży widok nie jest powalajacy, więc przed kupnem biletu radzimy sie zastanowić. No chyba, że ktoś ma Abonamento Musei i wchodzi bezplatnie. Oto widok:


W Asti znajduje się także wiele pięknych Palazzi, do których warto zajrzeć. Szczególnie polecamy Palazzo Mazzetti, w którym mieści się miejskie muzeum sztuk pieknych (wstęp wolny). Piękne wnętrza i dobrze wyeksponowane dzieła sztuki sprawiają, że muzeum zwiedza się z ogromną przyjemnoscią. Więcej informacji i zdjęć na stronie Palazzo.


Jak w każdym mieście włoskim nie można zapomnieć o zwiedzaniu kosciolow:) Nam bardzo podobała sie Cripta Sant' Anastasio czyli krypta nieistniejacego już klasztoru Benedyktynów z XI wieku. Majestatyczne kolumny i kapitole przenoszą w czasy średniowiecza i pozwalają poczuć atmosferę religijnosci tamtych czasów. Za zwiedzanie krypty trzeba zaplacić 3 euro (2 euro za bilet zniżkowy), chyba że ma się Abonamento Musei:)


Królową kosciołów w Asti jest jednak oczywiscie katedra, według przewodników najpiękniejszy przykład architektury gotyckiej w całym Piemoncie. Nam podobała się także Collegiata San Secondo, tym bardziej, że akurat ulicami Asti szła kolorowa parada z okazji wspomniena tegoż świętego. Wszyscy w średniowiecznych strojach, orkiestra, chłopcy rzucajacy flagami jak w "Pod słońcem Toskanii":) Mozecie zobaczyc to na filmie. Asti zapamiętamy bardzo pozytywnie! 




A! W Asti we wrześniu odbywa sie slynne piemonckie Palio!  Ja widzicie Piemont ma do zaoferowania bardzo dużo, nawet palio przestaje tu kojarzyc sie tylko ze Siena!



piątek, 29 kwietnia 2011

11.04.29 Rewolucja i troszkę nowej muzyki

Kilka razy spotkaliśmy się z opiniami, że blog nie jest do końca czytelny, bo nie używamy polskich znaków. Zastanawialiśmy się co z tym fantem zrobić, aż wreszcie znaleźliśmy sposób na polskie znaki na francuskiej klawiaturze i oto nastał ten dzień! Od dziś czytanie bloga będzie jeszcze prostsze:)
A na koniec tygodnia proponujemy trochę dobrej muzyki. Nam też się przyda na ożywienie, bo od 3 dni w Turynie leje (a jak już tu pada to kilka dni prawie bez przerwy).
Podczas spotkania z Fiorellą Mannoią ;) w ramach Biennale della Democrazia padło pytanie z kim z włoskiej sceny muzycznej najchętniej by współpracowała. Bez zastanowienia wskazała Noemi (prawdziwe nazwisko piosenkarki to Veronica Scopelliti, z którą zresztą nagrała już kiedyś piosenkę "L'amore si odia".
Noemi jest odkryciem włoskiego X Factor i dowodem na to, że tego typu programy mogą promować młode talenty, co niekoniecznie widać w Polsce. Co ciekawe, nie wygrała tego programu, była piąta. Po programie pojawiły się propozycje duetów (m.in. wspomniany z Mannoią) i płyt. Do tej pory piosenkarka nagrała 2 albumy: "Sulla mia pelle" i "Rosso Noemi".

Ostatnio słynny był singiel Noemi "Vuoto a perdere" ze scieżki dźwiękowej do filmu "Femmine contro maschi".  



Strona piosenkarki jest w przebudowie, więc na razie nie można tam zajrzeć. Poczekamy, zobaczymy...


czwartek, 28 kwietnia 2011

11.04.28 Mile zaskoczenie w Armeria Reale

Nie wiem jak Wy, ale my za bardzo nie przepadamy za muzeami technicznymi, zbrojowniami, skarbcami twierdz etc. Jako ze cierpimy na brak czasu i mase pomyslow na miejsca warte odwiedzenia w Turynie i Piemoncie chcielismy pominac znajdujaca sie zaraz obok zamku Armeria Reale. Bylby to jednak ogromny blad! Wielokrotnie przechodzac obok jej wejscia dalismy sie w koncu skusic.


Miejsce jest absolutnie przepiekne. Jesli ktos tak jak my nie przepada za kolekcjami zbroi powinien tam wstapic chociazby dla wrazen estetycznych jakie robi sama architektura. 

Zaraz po wejsciu do budynku trzeba wejsc na pierwsze po pieknych schodach Scalone di Benedetto Alfieri z XVIII w. Zarowno schody jak i najwieksza sala muzeum (razem jest ich tylko trzy) - Galleria del Beaumont laczyly kiedys zamek z Palazzo Madama (w tej chwili osobny budynek na samym srodku placu, do ktorego niedlugo Was zabierzemy). Zwana takze Galleria della Regina, ta bardzo bogato zdobiona sala byla sala di alta rappresentanza, w ktorej przyjmowano oficjalnych gosci. Wyeksponowane sa tam rozne typy broni z okresu od XII do XIX w. Duze wrazenie robia tez bardzo dobrze zachowane wypchane konie  i kukly rycerzy w strojach z epoki. 


Piekne wnetrze Armerii oraz sposob w jaki wyeksponowana zostala bron sprawiaja, ze mozna Armerie zwiedzic pobieznie, skupiajac sie na wrazeniach estetycznych lub tez zaglebic sie w porzadne poznawanie calej kolekcji. Amatorzy zarowno jednego jak i drugiego sposobu zwiedzania zbrojowni beda zachwyceni, bo kolekcja jest jedna z najwiekszych na swiecie. Do absolutnych "mustow" naleza zbroje Emanuele Filiberto di Savoia i Carlo Emanuele I. 


Armeria sklonila nas jeszcze do ogolnej refleksji na temat niespodzianek tego typu, jakich w Turynie jest bardzo duzo. Jesli bedziecie zwiedzac to miasto i widok z zewnatrz jakiegos zabytku bedzie Was zniechecal do zobaczenia srodka nie dajcie sie zwiesc pozorom - czesto warte zobaczenia sa same turynskie palazzi! 


środa, 27 kwietnia 2011

11.04.27 Di Freisa in Freisa czyli lokalne wino bohaterem dnia

W Niedziele Palmowa wybralismy sie do pobliskiego Chieri (male miasteczko polozone 20 minut od Turynu), aby wraz z mieszkancami tego miasta cieszyc sie winem Freisa:) Freisa nie jest tak znana jak inne piemockie wina takie jak Dolcetto, Barolo, Nebbiolo czy Barbaresco, dlatego w Chieri organizowane jest specjalne swieto, zeby ja wypromowac. Freisa to czerwone wino wytrawne troche podobne do Nebbiolo.




"Di Freisa in Freisa" to dwudniowa degustacja na wolnym powietrzu, ktora zostala zorganizowana przez wladze miasta we wspolpracy z instytucjami promujacymi Freise i stowarzyszeniami Go Wine oraz Pro Chieri. Proponowana formula byla bardzo przyjemna i stosunkowo niedroga. Za 5 euro kazdy chetny dostawal specjalna torebke do zawieszenia na szyi z kieliszkiem do wina i 10 kuponikami w srodku. Tak wyposazony w sobote 16 kwietnia od 16 do 19 i w niedziele od 11 do 19 mozna bylo wedrowac od standu do standu i wymieniac kupony na degustacje:)



Okazalo sie, ze w praktyce za 1 kupon mozna bylo sprobowac win z kiku butelek, a  czasem nawet producenci nie chcieli od degustujacych zadnych kuponow... Tak wiec popoludnie uplynelo nam naprawde wesolo:) Degustacje byly tez okazja do rozmowy z regionalnymi producentami wina. Mozna sie bylo dowiedziec ciekawych rzeczy i zdobyc przydatne wizytowki (teraz juz wiemy gdzie nalezy jechac po wino w Piemoncie). 



My juz prawie zapisalismy sie na pazdziernikowe winobranie u jednego z winiarzy. To dopiero musi byc impreza!



Krolowa degustacji byla Freisa w roznych wydaniach (Freisa d’Asti, Langhe Freisa, Monferrato Freisa, Freisa di Chieri e Pinerolese Freisa, Colli Tortonesi Freisa no i oczywiscie Freisa di Chieri, ktora w tym roku swietuje 40 lat przyznania jej etykiety D.O.C.). Mozna bylo takze skosztowac innych czerwonych win z regionu. Winom towarzyszyla rubatà czyli rodzaj grissini (grubych paluszkow, ktore sie tu podgryza w ramach aperitivo), snack typowy dla Chieri. 



Degustacja byla najwazniejszym, ale nie jedynym wydarzeniem w Chieri tego dnia. Stowarzyszenie Pro Chieri postawilo wielki namiot, w ktorym mozna bylo za niewielka cene zjesc tradycyjne wloskie dania takie jak ravioli czy szaszlyki (tak, tak, szaszlyki sa tu przeciez glowna potrawa Pasquetty). Panowala tam atmosfera znana z polskich festynow: zlaczone stoly, plastikowe krzesla, tacki i kubki, taka swiateczna wspolnota jedzenia:) Degustacjom towarzyszyla tez wystawa starych samochodow, ktore byly bardzo piekne i przyciagaly uwage wszystkich. Mozna bylo takze zwiedzic Chieri z przewodnikiem.





Warto pojechac do Chieri przy okazji jakiegos wydarzenia, bo zwiedzanie tego miasteczka zajmuje najwiecej godzine. Ale jesli oprocz zwiedzania mozna jeszcze skosztowac Freisy i zobaczyc, jak cale miasteczko wychodzi na ulice, zeby promowac swoje wino, to wyprawa nabiera zupelnie innych barw!

wtorek, 26 kwietnia 2011

11.04.26 Skad wziac informacje na temat zwiedzania Piemontu?

Podczas naszego pobytu w Turynie wielokrotnie przekonalismy sie, ze ciezko jest znalezc informacje o wydarzeniach, w ktorych warto uczestniczyc w Piemoncie. Przyklad: w czasie trwania bardzo dobrze wypromowanej Biennale della Democrazia rownolegle odbywal sie festiwal Settimana della cultura, podczas ktorego wiele muzeow mozna bylo zwiedzic za pol darmo i uczestniczyc  w ciekawych spotkaniach. O ile jednak o Biennale wiedzielismy na dlugo przed ich organizacja, o tyle o Settimana dowiedzielismy sie przypadkiem, a gdy poszlismy do informacji turystycznej zapytac o szczegoly, to pani rozlozyla rece, bo wiedziala niewiele wiecej niz my. Podobne przyklady mozemy mnozyc. Gdzie wiec szukac informacji o tym, co dzieje sie w Turynie i, szerzej, w Piemoncie?

Mieszkancy Turynu odpowiadaja: w "Torino 7", piatkowym dodatku do "La Stampa". Rzeczywiscie, znajdziecie tam informacje o calym mnostwie wydarzen kulturalnych i sportowych. My jednak nie do konca temu dodatkowi ufamy, bo raz przeczytalismy tam informacje o organizowanej paradzie karnawalowej, ktora chcielismy zobaczyc, ale gdy poszlismy pod wskazany adres o okreslonej godzinie, to okazalo sie, ze nikogo tam nie ma. Dopiero po kilku dniach dowiedzielismy sie, ze parada owszem przeszla, ale ulicami innej czesci miasta... Ale moze to byl tylko nasz pech, moze organizatorzy w ostatniej chwili zmienili miejsce i "Torino 7" nie mialo juz pola manewru? Generalnie wszystkie wydarzenia sa tam anonsowane, wiec czytajac "Torino 7" jest w czym wybierac.

Poza tym polecamy broszurke "In & around Torino Events" dostepna bezplatnie w 3 jezykach (wloskim, francuskim i angielskim) w informacji turystycznej w Turynie. Ten kwartalnik to zbior wydarzen kulturalnych planowanych na najblizsze 3 miesiace. Pisze sie tu o wystawach, sporcie, wydarzeniach kulinarnych, spektaklach, targach itp. Strone kwartalnika znajdziecie TU, ale wydaje nam sie mniej przejrzysta niz wersja papierowa. Co kwartal najlepiej wiec brac wersje drukowana w informacji turystycznej. 

Ciekawa wydaje sie takze broszura "2011 Piemonte dal vivo", ktora, jesli wierzyc haslu widniejacemu na okladce, zabiera w podroz po regionie i jego festiwalach. Rzeczywiscie, jest to wykaz najwazniejszych festiwali muzycznych, teatralnych, tanecznych i filmowych. Sa one pokrotce opisane, towarzysza im tez zdjecia oraz szczegolowy program. Oto strona tego zestawienia, ktora tez jest dobrze zrobiona. Wersji papierowej szukajcie.... hmm no wlasnie... (my znalezlismy przez przypadek w jakims barze;)



Planujac zwiedzanie Piemontu, mozecie tez zawsze zagladac do naszego bloga;) Od opisanych wyzej zrodel informacji rozni nas jednak to, ze my opisujemy to, co widzielismy, wiec malo tu wzmianek o planowanych festiwalach czy wydarzeniach kulturalnych. Ale moze informacja pewniejsza?;)

Jesli macie jakies alternatywne zrodla informacji o tym, co sie dzieje w Piemoncie czy innych regionach Wloch to podzielcie sie nimi w komentarzach! Podpatrzelismy na jakims blogu, ze eksperci od oceniania hoteli proponuja na przyklad strone www.tripadvisor.com do sprawdzenia opinii o hotelach. Moze macie jeszcze jakies inne wskazowki??







poniedziałek, 25 kwietnia 2011

11.04.25 Nicea - wloska Francja

Po malej przerwie na wspomnienia zwiazane z Wielkim Piatkiem i Wielkanoca konczymy w koncu relacje z naszej lazurowej podrozy. Dzis jej ostatni etap: Nicea.



Metropolia absolutnie warta zobaczenia jest bardzo ciekawym polaczeniem Francji i Wloch. To wloskie miasto wielokrotnie podbijane przez wojska francuskie, bylo pod francuska okupacja za Ludwika XIV, a Francji zostalo oddane przez Krolestwo Sardynii dopiero w 1860 r. w zamian za pomoc Francuzow w realizacji Risorgimento. Jest to wiec ofiara, jaka Wlosi zaplacili, by moc sie zjedonczyc... Wloskie wplywy czuc tam jednak bardzo, zostaly one przez Francuzow niejako dopieszczone w typowo francuski, nieskazitelny sposob perfekcyjnego zagospodarowywania miast. Wszystko jest tam piekne, rowno przystrzyzone: zegnaj nostalgicznie odpadajacy tynku w palazzi na wloskim wybrzezu!



Jesli ktos bedzie mial na Nicee podobnie jak my tylko kilka godzin, zdazy jedynie zakochac sie w tym miescie laczacym lazurowe wybrzeze z majestatem Alp i romantyzmem Prowansji i obiecac sobie patrzac na jej piekny port z lotu ptaka lub snujac sie w uliczkach Vieux Nice, ze "jeszcze tu kiedys wroci". Najlepiej wybrac sie tam co najmniej na weekend, poniewaz do zobaczenia jest nie tylko piekne miasto, ale takze genialne muzea. 

Spacer najlepiej zaczac na Avenue Jean-Médecin idac w stone morza. Pozwala ona rzucic okiem na miasto (tym, ktorzy przyjada tu pociagiem takze w przyjemny sposob przejsc ze stacji kolejowej nad morze) i dojsc do morza przez pieknie zagospodarowany z kilkoma fontannami Place Masséna. Po przejsciu przez plac dochodzi sie do 7-kilometrowego XIX-wiecznego bulwardu Promenade des Anglais, ktory rozciaga sie wzdluz morza. Jest to elegancki deptak, na ktorym dobrze widziane jest zarowno spacerowanie w strojach plazowych jak i wieczorowych, joggingowanie, jezdzenie na rolkach czy rowerze. 




Dalej nalepiej pojsc w strone opery, ktorej fasada (nie od strony morza! zeby ja zobaczyc trzeba opere obejsc w strone miasta) zaprasza nas na powrot do miasta, gdzie zostaniemy wchlonieci w wir Marché aux Fleurs - targu kuszacego zapachem kwiatow, a pozniej wonia typowych prowansalskich dan, smiejacych sie wygrzanych w sloncu warzyw, owocow czy unoszacemu sie w powietrzu zapachowi kawy z pobliskich kafejek. W ten sposob znajdziecie sie w Vieux Nice - rodzaju nicejskiego starego miasta, gdzie zobaczycie sloneczne fasady domow i male, typowe dla Prowansji krete uliczki, w sklepikach ktorych nie sposob nie kupic.... czegokolwiek, dla samej przyjemnosci poogladania, czesto powachania i kupienia tego, na co najbardziej przyjdzie ochota, chocby prowansalkich ziol czy typowego dla tego regionu mydla o najbardziej wyszukanych zapachach. 

Pozniej warto wrocic do cours Saleya, aby wjechac winda na wzgorze, na ktorym oprocz ruin zamku czekaja przede wszystkim zapierajace dech w piersiach widoki na morze, Vieux Nice czy port. A to dopiero poczatek!



Oprocz tego wybornego spaceru koniecznie zobaczyc trzeba prawoslawna cerkiew sw. Mikolaja, Muzeum Sztuk Pieknych z dzielami impresjonistow : Renoira, Moneta, Degasa, Sisleya; Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Wspolczesnej (m.in. prace Warhola); Muzeum Matisse z dzielami malarza czy narodowego muzeum Marca Chagalla. Poza tym do zobaczenia jest rowniez katedra, pospacerowac mozna po porcie czy miescie, zeby zobaczyc chocby ciekawa (bardziej z zewnatrz) architekture wspolczesna kosciola Joanny d'Arc. Nicea to bardzo pewna destynacja, kazdy znajdzie tu cos dla siebie, to miasto nie moze sie nie spodobac!



Mowie Wam, Piemont jest genialny - oprocz wszystkich jego bogactw, ktore opisywac bedziemy chyba jeszcze kilka dobrych miesiecy po koncu naszej wymiany (pomimo naszego zalozenia jednego posta dzienne opisywac nadazamy moze polowe tego, co widzimy i o czym chcielibysmy napisac) - jest stad tak blisko do Francji i to tej, gdzie nawet ludzie sa w miare mili :) Szkoda, ze czasu nie starczy nam na odkrycie rownie bliskiej Szwajcarii, schodzenia pobliskich Alp, zjezdzenia calej niedalekiej Valle d'Aosta czy Ligurii. Sami widzicie, ze Piemont jest polozony niezwykle atrakcyjnie - viva Piemonte! 


niedziela, 24 kwietnia 2011

11.04.24 Colomba i Pasquetta

Tak jak wloskim swietom Bozego Narodzenia towarzyszy panettone, tak na przysmakiem wielkanocnym jest colomba. To ciasto drozdzowe w ksztalcie golebicy pojawilo sie w sklepach juz kilka tygodni temu w roznych wersjach: kakaowe, z kandyzowanymi owocami, z migdalami, z kremem... Zwyczaj jedzenia colomby na Wielkanoc siega lat 30tych XX wieku. 



Legenda glosi, ze pierwszej colomby skosztowal swiety mnich irlandzki San Colombo. Kiedy przybyl do krainy Longobardow, zostal ugoszczony przez krolowa Teodoline przeroznymi rodzajami mies. Swiety nie chcial jednak ich jesc, bo byl to okres Wielkiego Postu. Widzac, ze krolowa jest juz coraz bardziej obrazona, powiedzial, ze zje te miesa, ale najpierw musi je poblogoslawic. I gdy wyciagna ponad nimi rece, te zamienily sie w ... ciastka w ksztalcie golebicy. San Colombo przedstawiany jest z biala golebica. Nie bardzo wiem czyim jest patronem, ale na pewno nie tych, ktorzy z ciast najbardziej lubia schabowe...


A kiedy w Polsce lejemy sie woda, Wlosi woda polewaja dogasajace grile:) Lany Poniedzialek nazywany jest tutaj Pasquetta czyli Wielkanocka. Drugi dzien swiat jest dniem spedzanym z rodzina, ale takze z przyjaciolmi najczesciej poza domem na piknikowaniu i grilowaniu. Stad tez w sklepach nagle tak duzo szaszlykow czekajacych, az ktos je wsadzi na ruszt:) Wlosi chetnie tez wyjezdzaja na Pasquette do swoich domow na wsi czy nad morzem. Ponoc robia tak wpominajac uczniow Chrystusa idacych do Emaus:) ciekawe! Nawet do grila mozna dorobic ideologie;)

BUONA PASQUA A TUTTI!!!

sobota, 23 kwietnia 2011

11.04.23 O Pasji z wloska pasja

Przerywamy nasz "lazurowy" cykl, aby opowiedziec o tradycyjnych obchodach Wielkiego Piatku we Wloszech. Sami przyznacie, ze za kilka dni temat bylby juz lekko przeterminowany;) A tak, prosto z Romagnano Sesia swiezutka relacja z najslynniejszej piemonckiej sacra rapprezentazione. A mamy szczescie, bo jest w tym miasteczku odgrywana raz na 2 lata i akurat trafilismy na dobry rok:)







Na poczatek kilka slow o tym pochodzacym z Toskanii gatunku teatralnym. Potrzeba odgrywania scen biblijnych zapoczątkowana w średniowieczu zrodziła sie wsród wiernych, którzy nie znając łaciny chcieli na swój sposób przeżywac biblijne wydarzenia. W sacra rapprezentazione nie chodzi więc tylko o przedstawienie kolejnych wydarzen Męki Pańskiej, ale o opowiedzenie rożnych historii biblijnych w bardziej zaangażowany sposob niż tylko poprzez czytanie czy recytowanie tekstu. Podczas Pasji przywolywane sa inne zdarzenia biblijne: sciecie Jana Chrzciciela czy uleczenie niewidomego przez Chrystusa. Inscenizacja Meki Panskiej miala wiec spelbiac podobne zadanie co malowidla koscielne - miala byc biblia dla ubogich pozwalajaca lepiej poznac cierpienie Chrystusa, a dzieki temu lepiej sie w niej wczuc. Wiecej na temat sacra reprezentazione mozecie przeczytac w tekscie Michala na portalu "Oliwa z oliwek".



W Piemoncie La Passione zobaczyć można przede wszystkim na ulicach i placach Romagnano Sesia, niedaleko Nowarry. Inscenizacje w tym miasteczku sa slynne, poniewaz cale centrum zmienia sie w Jerozolimę. Scenografia, obecnosc pretorian na koniach, rzymskie i zydowskie symbole, wszystko to tworzy wspaniale decorum wydarzen biblijnych. Od 1729 roku z wielkim rozmachem upamietnia się tu zwłaszcza Wielki Piatek czyli Venerdi Santo. Sredniowieczne centrum miasteczka staje sie w tym dniu ogromną scena na świezym powietrzu, na której trzystu aktorow wprowadza tysiace widzow w Męke Chrystusa.  



Inscenizacja Venerdi Santo trwa ponad 3 godziny, wiec radzimy zaopatrzyc sie w wode i zapasy sil, bo caly czas sie stoi (czesto w sloncu) albo przechodzi w kolejne miejsca. Calosc zaczyna sie o 15-tej, godzinie smierci Chrystusa. Widzowie sa swiadkami sadu nad Jezusem (u Annasza i Kajfasza, Heroda, wreszcie u Pilata), wyparcia sie Chrystusa przez sw. Piotra, smierci Judasza, biczowania, Drogi Krzyzowej i wreszcie ukrzyzowania. Brawo dla aktorow, ktorymi sa mieszkancy miasteczka w zaden sposob z aktorstwem nie zwiazani, o czym zapewniala nas jedna z Placzacych Niewiast. "To nie jest nasza profesja, ale nasza pasja" - powiedziala:) Aktorzy-amatorzy spisali sie na medal, poradzili sobie z dlugimi partiami tekstu, a nawet udalo im sie tchnac wloskiego ducha w znane biblijne wersety. Typowo wloska gestykulacja, powtarzanie slow, zeby nadac im wiecej dramaturgi... Nawet  w przebraniu Wlosi ciagle pozostana Wlochami:)



Najwieksze wrazenie robia drastyczne sceny Pasji: smierc Judasza, biczowanie i ukrzyzowanie. Zastanawialismy sie jak amatorzy z malego miasteczka sobie z tym poradza... Na szczescie cwicza od 1729 roku i to widac:) Pierwsze zaskoczenie: Judasz. Zawiazal sobie na szyi sznur, wszedl na drabine, przywiazal sznur do drzewa i skoczyl. Momentalnie zrobil sie sztywny, wybauszyl oczy, otworzyl usta... A wszystko na niby, pewnie sznurek przerzucony przez galaz byl przywiazany nie do petli na szyi, ale do sznurka na plecach. Ale calosc bardzo przekonujaca! Podobnie bylo z biczowaniem: podczas biczowania na plecach Chrystusa pojawialy sie stopniowo coraz bardziej wyrazne pregi. Podejrzewamy, ze "bicz" byl pofarbowany i zostawial na ciele czerwone slady. Sugestywne jeki aktora - Massimo Moia no i wreszcie ukrzyzowanie: ma sie wrazenie, ze w dloniach Chrystusa tkwia gwozdzie! Nie jest przywiazany do krzyza zadnymi sznurkami! Wszystkie wydarzenia, ktorych swiadkami bylismy sprawialy wrazenia autentycznych, rozgrywajacych sie na naszych oczach.







Do miana najlepszych aktorow-amatorow pretenduja Poncjusz Pilat - Alberto Peroni  (wspanialy wjazd na rydwanie, dykcja i taka rzymska elegancja) i Chrystus - Massimo Moia (biczowanie, upadek pod ciezarem krzyza i bezwladnosc ciala przy zdejmowaniu z krzyza). Calosc warto zobaczyc, bo robi duze wrazenie, choc pewne momenty moga byc nuzace. Aktorzy czesto mowia zbyt wolno, powtarzaja kwestie w nieskonczonosc i robia za duzo przerw miedzy slowami, chcac byc bardziej dramatyczni. Niestety niepotrzebnie przedluzaja sceny, ktore staja sie nudne. No bo ile razy Piotr moze wypowiadac slowa "Panie, zmiluj sie" (w inscenizacji co najmniej 15 raz po razie) ?




Na znuzonych sloncem i dluzyznami czekalo... wielkopiatkowe stoisko z nalesnikami i wata cukrowa. Serio! Dzieci szly za Chrystusem na Golgote palaszujac wate cukrowa! Zreszta, dorosli tez czasem zapominali, ze sa na przedstawieniu i nonszalancko zapalali papierosa w tlumie. 



Za uczestnictwo w sacra rappresentazione trzeba zapłacic 6 euro. Cena wydaje nam sie bardzo sprawiedliwa. Spektakl jest swietny, podobnie organizacja. Ambulanse, obecnosc karabinierow, bardzo sprawne okielznanie tlumu. Polecamy bez zadnego ale!







P.S. Warto zostac w Romagnano takze po inscenizacji. Spotkac mozna pedzacego na rowerze Szymona z Cyreny w stroju z epoki, albo porozmawiac z Chrystusem jeszcze umazanym "krwia" z korony cierniowej, ale juz przebranym w hipisowskie dzwony, t-shirt i okulary przeciwsloneczne. Fajnie popatrzec, jak macha z usmiechem pretorianom, ktorzy go niedawno biczowali. W koncu uczyl, zeby przebaczac;)


 
 

piątek, 22 kwietnia 2011

11.04.22 Antibes na chwile zapomnienia

Na trasie naszej wycieczki na Lazurowe Wybrzeze za juz tylko dwie miejscowosci. Dzisiaj jedziemy na chwile do Antibes a jutro do Nicei. 


Antibes to mala, nadmorska, turystyczna miejscowosc. Zatrzymalismy sie tam przede wszystkim na piknik na przyjemnej, piaszczystej (w Nicei plaze sa kamieniste...) plazy. Miasteczko jest urocze, ale jakie ma byc skoro lezy miedzy Alpami i jednym z piekniejszych wybrzezy w Europie, a w dodatku w Prowansji i blisko Wloch, ktore bardzo to miasteczko naznaczyly swoja kultura?


Otoczone murami miejskimi Antibes charakteryzuje przede wszystkim Fort Carré otoczony 4ha parkiem z piekna, typowo srodziemnomorska fauna i flora. W ogromnym porcie pospacerowac mozna ogladajac najrozniejsze jachty, lodki i motorowki. Podczas naszego pobytu odbywaly sie nawet targi, ale nie skorzystalismy - ceny jachtow rzadko schodzily ponizej miliona euro ;) 


Miedzy typowo prowansalskimi, malymi i kolorowymi uliczkami miesci sie katedra d'Immaculée Conception z charakterystyczna, pomaranczowa fasada. Mielismy troche szczescia, bo trafilismy akurat na spontaniczny koncert, jaki przed katedra dal chor acapella z Danii. Bryza pobliskiego morza, mocno grzejace slonce, malownicze uliczki i piekna muzyka pozostawily niezapomniane wspomnienia, z reszta zobaczcie sami:


W centrum Antibes miesci sie Marché Provençal, na ktorym mozna pogawedzic z miejscowymi artystami oraz kupic ich dziela. Poza typowo turystycznymi choc przyjemnymi sklepikami z lokalnymi produktami, Antibes oferuje az osiem muzeow. Poza Fort Carré zwiedzic mozna muzeum Picassa, archeologiczne, Napoleona, pocztowki, rysunkow satyrycznych, wieze i miejska galerie sztuki. Nie mozna sie tam nudzic, bo jesli nawet nie macie ochoty na muzea, usiadzcie na chwile by zapomniec sie patrzac na zaglowki na horyzoncie wolno przesuwajace sie na tle azurowego nieba po turkusowej tafli wody... Jesli macie troche czasu, w Antibes mozecie spedzic nawet caly dzien. My nie mielismy az tyle czasu i nie wchodzilismy do muzeow, ale moze ktos je zwiedzal i chcialby sie podzielic wrazeniami??



czwartek, 21 kwietnia 2011

11.04.21 Festiwale, palmy i lazur morza

Zbliza sie 64 Festiwal w Cannes (w tym roku 11-22 maja), wiec podczas naszej wycieczki na Lazurowe Wybrzeze chcielismy podpatrzec jak ida przygotowania.:) Tym bardziej, ze tegoroczny festiwal moze byc wielkim sukcesem Wloch: Bernardo Bertolucci dostanie Zlota Palme za caloksztalt tworczosci, a najnowszy film Nanniego Morettiego "Habemus papam" (uwaga! z Jerzym Stuhrem! juz wszedl na ekrany we Wloszech, niedlugo sie na niego wybieramy i napewno opiszemy nasze wrazenia) powalczy o Zlota Palme w kategorii najlepszy film. Niestety, pomimo, ze na stronie festiwalu francuskim zwyczajem trwa odliczanie dni pozstalych do ceremonii otwarcia, w Cannes ciagle jeszcze cisza i spokoj. Luksusowe hotele takie jak Martinez czy Carlton, polozone tuz nad brzegiem morza na tzw. Croisette ciagle goszcza tylko "normalnych" bogaczy, a nie najbardziej znanych aktorow, a przed Palacem Festiwalowym zamiast czerwonego dywanu polozony jest tylko wytrwaly chodnik... A, bylabym zapomniala! W Cannes ma teraz miejsce festiwal, ale nie filmu, a shopingu! Nie pytajcie co to takiego i czy polega tylko na kupowaniu. Podejrzewam, ze tak, aczkolwiek szczegolow nie znam i poznac nie chce:)


Cannes tetni jednak zyciem codziennym. Ludzie spokojnie plazuja na publicznej plazy wsrod palm, przechadzaja sie nadmorskim deptakiem, siadaja grupkami lub w pojedynke na krzeselkach, ktore mozna tam sobie dowolnie ustawic i debatuja lub po prostu patrza na lazur morza... Przyjemnie!


O tym, ze Cannes jest stolica francuskiego kina przypomina tylko niesmialo brzydki, troche socrealistyczny Palac Festiwalowy, przed ktorym turysci pomimo wszystko robia sobie obowiazkowo zdjecia. No i slynna aleja gwiazd, ktorej do alei bardzo daleko... Kolo Palacu Festiwalowego powinny byc chyba postawione znaki "Patrz pod nogi", zeby pomoc biednym poszukujacym odciskow dloni gwiazd. Odciski sa, a i owszem, ale wkomponowane w plytki chodnikowe i tak na pierwszy rzut oka ciezko je zauwazyc. Dlatego jadac do Cannes warto nie spodziewac sie spotkania z magia kina, lepiej chyba po prostu cieszyc sie morzem, przepieknymi dorodnymi palmami i piekna luksusowa architektura:) No, chyba, ze ktos ma szczescie byc w Cannes od 11 do 22 maja... To pewnie co innego!



środa, 20 kwietnia 2011

11.04.20 Kasyna, fury i piekno architektury;)

Po dluzszym postoju wracamy do naszej podrozy na Lazurowe Wybrzeze. Turyn jest wspaniale polozony, od Nicei dziela go zaledwie 3 godziny jazdy. To niewiele dluzej niz do Mediolanu! 


Z San Remo wyjechalismy pod wieczor i poznym wieczorem, gdy bylo juz ciemno, dojechalismy do Monako, a konkretnie do Monte Carlo. Z tym Monako to dziwna sprawa, poniewaz bardzo ciezko zauwazyc granice miedzy Francja a Ksiestwem Monako. Bedac kilkaset metrow od Monte Carlo zapytalismy sie przechodniow gdzie jestesmy i dowiedzielismy sie, ze jeszcze we Francji. Francuzi nawet nie bardzo potrafili nam wskazac jak jechac do Monte Carlo. 


W koncu dotarlismy. Myslelismy, ze ot tak sobie odwiedzimy Monte Carlo, bo jest po drodze do Nicei, ale w najsmielszych snach nie spodziewalismy sie tego, co zobaczylismy! Kiedy przed nami wylonilo sie slynne kasyno, nie moglismy powstrzymac glosnego "AAAAA". To naprawde robi niesamowite wrazenie, szczegolnie noca, gdy piekne, eleganckie, luksusowe budynki sa delikatnie podswietlone, fontanny wyrzucaja w gory hektolitry wody, a kolo kasyna zaparkowane sa takie samochody, ze glowa mala! Z samochodow wysiadaja mezczyzni we frakach lub garniturach i kobiety w wieczorowych strojach, a na to wszystko patrza grupki swojskich turystow;) Przepych, elegancja, luksus. Owszem, ale w tym drugim najmniejszym panstwie swiata to jakos nie razi, oglada sie ten caly blichtr troche jak film, albo gale Oscarow. 


Warto zobaczyc Monte Carlo choc raz w zyciu i to wlasnie noca. Spedza sie tam najwyzej pol godziny (no chyba, ze ktos chce sprobowac szczescia w kasynie), ale wrazenia pozostaja na dlugo.