środa, 24 listopada 2010

10.11.24 Makabryczna przeszlosc kosciola

Zwiedzalismy ostatnio troche drugi brzeg Padu, gdzie zycie toczy sie na placu wokol kosciola Gran Madre di Dio. Ten XIX-wieczny kosciol jest jednym z wazniejszych w Turynie ze wzgledu na swoja historie, usytuowanie oraz - co widac od razu - na architekture. Jest on bowiem zbudowany niejako w poganskiej swiatyni, wzorowanej na rzymskim Panteonie.


Moze wlasnie dlatego z kosciolem wiaze sie wiele legend z dziedziny Turynu magicznego a w tym kontkescie moze nawet szatanskiego. Podobno niektore z szatanskich rytualow mowia, ze w swiatyni Iside na ruinach ktorej mial podobno powstac kosciol, odbywaly sie ofiarowania niewinnych chlopcow i dziewczynek. Ponoc istnieja nawet akta C.I.A, ktore wspominaja o przemycie i naglych zaginieciach dzieci niedaleko kosciola. Nie wybieramy sie na razie do Stanow, zeby to sprawdzic (moze pomoze nam liczne grono wiernych czytelnikow ze Stanow? (to jest moment, w ktorym mozecie sie ujawnic ;). 

Oto i jeden z aniolow!
Jutro jednak jedziemy do starego dobrego Lyonu (dobrego, gdy jedzie sie tam turystycznie :))) i poszukamy jakichs znakow nawiazujacych do wspomnaniego wczesniej trojkata alchemikow, ktory tworzyc maja linie laczace Turyn, Prage i wlasnie Lyon. Ponoc dwa anioly wyrzezbione w posagach po rawej i lewej stronie schodow prowadzacych do Gran Madre di Dio patrza wlasnie w strone tych miast.... ;)

No nic. Rano odwoze Ewe na dworzec, jedzie na chwile do Paryza a w czwartek spotykamy sie w Lyonie, skad wrocimy zapewne w poniedzialek z przepisem na zloto :) Na pewno jednak bedziemy miec mnostwo opowiesci, na bloga zapraszamy wiec od wtorku! Pokazemy Wam jak bylo w Lyonie a potem bedzie niespodzianka :) Ciao!






wtorek, 23 listopada 2010

10.11.23 Poszukiwany, poszukiwana

Uwaga! Osobnik ma okolo 1,2 cm dlugosci, latem zielona a jesienia brunatnawa barwe. Żyje w Europie, nie wyrządza jednak większych szkód. Wyróżnia się odrażającym zapachem. O kogo chodzi? No wlasnie! 

Mieszkanie z wielkim balkonem ma mnostwo zalet, ale jak sie okazuje czasem rozniez minusy.  I tak Ewa, siedzac sobie i pracujac spokojnie na komputerze na poczatku jesieni zaobserwowala wspinajcego sie po kablu od jej netbooka zielonego owada, ktory niebezpiecznie zblizal sie do klawiatury. Zareagowala paralizem i wyduszeniem z siebie tradycyjnego "Michal, tu jest robal!" po czym kulturalny owad, slyszac ze nie jest do konca proszonym gosciem, postanowil sobie po kablu zejsc jak wszedl.

W nocy okazalo sie jednak, ze ten sympatyczny odorek jednobarwny - po wlosku cimice verde (po poszukiwaniach w internecie okazuje sie, ze chodzi o niego) jest malym sloniem w skladzie porcelany, ktory fruwajac uderza o wszystko powodujac halas. Postanowilismy wiec osobnika wyprosic.

Dopoki nie zrobilo sie zimno, odorki nawiedzaly nas kilka razy w tygodniu, pozniej odpuscily i poszly spac. Jak sie jednak okazalo, trzeba bylo jednego slonecznego dnia, by ktoregos wybudzilo ze snu wspomnienie wiosny, co wystarczylo na przyfruniecie wprost do naszego pokoju. Postanowilismy wiec czegos sie o insekcie dowiedziec. 

I co? Nie dziwi Was ta nazwa, ODOREK jednobarwny? Pomimo tego, ze odorek sprawia wrazenie sympatycznego okazuje sie, ze jest malym bezwstydnym smierdziuchem! I nie pomoze sympatia, jaka zdobyl swoim kulturnym zachowaniem nawet u Ewy; jak wyczytalem w necie, trzeba z odorkiem uwazac. Wykazalismy na szczescie podejscie humanitarne i nigdy odorka nie zabilismy, ale podobno gdy w przyplywie zlosci lub przez przypadek sie go zgniecie odorek niesamowicie cuchnie. Do takiego stopnia, ze na jednym z forow jakis wesoly pan dzielil sie otwarcie swoim neologizmem. Jako ze odorka mozna zgniesc przez przypadek, na przyklad ogladajac telewizje, wesoly dzialkowiec pisal, ze gdy w jego rodzinie podczas seansu ktos "sobie pusci baczka" to zeby go nie peszyc , jego towarzysze pytaja czy ktos znowu "rozdeptal pluskwe". Zawsze mowilem, ze z nowych spotkan rodza sie wielkie historie.


poniedziałek, 22 listopada 2010

10.11.22 Artysci ulicy

Ten pan udawal, ze mu sie laseczka 
zaklinowala miedzy plytkami 
chodnikowymi. Byl tak sugestywny, 
ze juz mialam mu pojsc pomoc:)
W Turynie kierowcy rzadko czekaja na swiatlach w samotnosci. Szczegolnie na tych najbardziej uczeszczanych skrzyzowaniach. Towarzysza im rozne postaci. A to gazeciarze sprzedaja najnowsze wydanie "La Stampy", a to "pedanci" upieraja sie, ze twoja szyba jest nie dosc czysta... Wszystko oczywiscie za skromna oplata. Aby jej uniknac, zmotoryzowani okopuja sie w swoich siedzeniach i sprawdzaja, czy aby na pewno drzwi sa zamkniete.

Jest jednak takze bardzo specyficzna kategoria postaci ze skrzyzowan, przed ktora kierowcy nie chowaja glow pod kierownica. Ta grupa dostarcza zniecierpliwionym i znuzonym prawdziwe show:) 

Zonglerzy, akrobaci, artysci uliczni wychodza na scene, gdy tylko dla samochodow zapali sie czerwone swiatlo. Nie ma znaczenia czy cieplo czy zimno, wazne, by byla publicznosc, ktora doceni zonglowanie lub jazde na monocyklu i wrzuci monete do cylindra. Zapewne ci mlodzi ludzie, tak jak "myjacy" i "gazeciarze" dorabiaja sobie w ten sposob i probuja jakos wiazac koniec z koncem. Jednak widac, ze na skrzyzowania prowadzi ich przede wszystkim pasja, ktora nawet najbardziej naburmuszonych zmotoryzowanych wygania z okopow za kierownica:)



niedziela, 21 listopada 2010

10.11.21 Slodycz Alessandrii

Byla ambrozja, teraz pora na nektar:) Proponujemy dzisiaj kolejne wyborne regionalne wino: Dolcetto d'Acqui. Produkowane jest w lezacej w Piemoncie prowincji Aleksandria.

Jest to wino intensywnie czerwone, wrecz rubinowe. W jego aromacie wyczuwa sie nutke owocowa dojrzalych wisni i sliwek. Doskonale pasuje praktycznie do kazdej potrawy.

Przy okazji kilka slow o klasyfikacji win we Wloszech. Istnieja 3 kategorie: wino stolowe (vino da tavola), wino DOC i DOCG. Wino zaklasyfikowane jako vino da tavola nie musi spełniać żadnych kryteriów związanych z pochodzeniem winogron, doborem ich odmian, technologią produkcji itp. Oczywiście musi być produktem naturalnej fermentacji winogron i zawierać odpowiednią ilość  alkoholu. Teoretycznie jest więc winem najniższej jakości.

Dolcetto d'Acqui jest oznaczone certifikatem jakosci DOC co oznacza Denominazione di Origine Controllata. Oznacza to, ze winogrona uzyte do produkcji wina zostaly zebrane na okreslonym terenie (w tym wypadku w Aleksandrii). Nie tylko mamy zagwarantowane, ze wino aleksandryjskie nie zostalo zrobione z winogron np. sycylijskich, ale takze, ze sposob uprawy winorosli jest zgodny z normami jesli chodzi o przeksztalcenie terenu, uzycie chemikaliow itp. Pochodzenie wina jest sprawdzane przed wprowadzeniem go na rynek za pomoca analizy chemicznej oraz testu smakowo-wechowego i potwierdzone dekretem ministerialnym. 

Oprocz win DOC istnieja rowniez wina oznaczone najwyzszym certyfikatem jakosci DOCG (Denominazione di Origine Controllata e Garantita). Przechodza one dwa testy: jeden podczas produkcji (jak wina DOC) i kolejny podczas butelkowania.




sobota, 20 listopada 2010

10.11.19 Toskanskie slonce i witaminy przez caly rok


Moze macie ochote na troche slonca i swiezosci na talerzu w ten pochmurny weekend? Proponujemy toskanska bruschette! Proste, tanie a jakie efektowne! 

Prawdziwa toskanska bruschette jedlismy na przystawke w Sienie. Jest to grillowany chleb (tylko nie taki polski, w Polsce to chyba najlepsza bedzie bulka, bagietka, ciabatta albo taki lekki chleb z marketu nie piekarni), posmarowany oliwa i roztartym czosnkiem. I to jest wlasnie baza. Pozniej mozna praktycznie wymyslac i dodawac co kto ma ochote. 

Mysle, ze taka prawdziwa bruschetta musi jednak miec swiezo pokrojone pomidory. Mozna do takiego zestawu dodac tez swiezego, tryskajacego sokiem ogorka i rukole.  Pomidory trzeba pokroic w drobna kosteczke i wymieszac z ziolami - mieszanka prowansalskich, tyminakiem albo swieza bazylia. Podstawa sa tu jednak wlasnie pomidory - najlepiej wiec wybrac sezonowe albo takie troche z wyzszej polki (niech pachna i usmiechaja sie soczyscie czerwona skorka!) Taka mieszanke trzeba zalac oliwa i odstawic na jakas godzinke, zeby sie wszystko razem przegryzlo. Grzanki przygotowujemy smarujac je z dwoch stron oliwa i podsmazajac z obu stron na suchej patelni. Potem nacieramy roztartym czosnkiem (dla czosnkowych fanow) lub nacieramy przekrojonym czosnkiem (obowiazkowo;). Mowie Wam, pycha! Od razu sie inaczej patrzy za okno!


piątek, 19 listopada 2010

10.11.19 Jeszcze tylko 24 lata i kilka miesiecy!

Tyle czasu juz piszemy tego bloga, a jeszcze ani slowem nie wspomnielismy o tym, z czym Turyn kojarzy sie chyba najbardziej (nawet tym, ktorzy nie bardzo kojarza co to ten Turyn i gdzie go szukac) czyli o Calunie Turynskim. A mamy go pod nosem, a konkretnie jakies 15 minut od domu, bo przechowywany jest w katedrze turynskiej (od 1578 roku). Dla niewtajemniczonych: wedlug tradycji jest to przescieradlo pogrzebowe, w ktore Jezus zostal owiniety po zdjeciu z krzyza. Jest na nim odbita postac ukrzyzowanego mezczyzny.

Stwierdzilismy, ze fajnie by go bylo zobaczyc i poszlismy do katedry wypytac mila pania ze sklepiku z dewocjonaliami kiedy bedzie mozna w najblizszym czasie sie mu przyjrzec. Na co pani pospieszyla z wyjanieniami, ze na ogladanie Calunu zgode wydaje sam papiez i zdarza sie to raz na 25 lat. Jak pech to pech, rok ow 25ty minal w maju tego roku... Takze nie ma rady, troszke tu jeszcze pomieszkamy... :)

Pechowcy, ktorzy przyjada do Turynu w nieodpowiednim momencie (a prze 25 lat moze sie to zdarzyc:), nie sa jednak pozostawieni sami sobie. Moga obejrzec filmik o Calunie, przeczytac broszurke o Calunie (jest nawet po polsku) i wyobrazic sobie Calun patrzac na kaplice Calunu, a konkretnie na "duzy pojemnik" (cytat z broszurki), w ktorym przechowywany i chroniony jest Calun.

Sama idea chronienia Calunu przed swiatlem i zgudnym wplywem powietrza jest zrozumiala. Tylko, czy nie byloby fajnie popatrzec na niego chociaz przez szybke? Albo pancerna szybe? A tak? Nawet zdjecia nie mozemy zamiescic, bo specjalne panie wolontariuszki groznie przestrzegaja turystow przed robieniem zdjec... pojemnikowi!





środa, 17 listopada 2010

10.11.18 O tym, jak wazne jest, zeby dobrze usiasc

Wczoraj mialam swoj pierwszy w karierze wloski egzamin. Juz??? Tak, juz, bo tutaj zajecia sa prowadzone w blokach, po 2 godziny przez 3 dni w tygodniu, dzieki czemu przedmiot zaczety w pazdzierniku konczy sie juz w polowie listopada. Poczatkowo tak intensywne spotkania z jednym przedmiotem i profesorem przypominaja "dzien swistaka" (codziennie to samo...), ale ma to i swoje plusy, bo latwiej powtarzac do egzaminu. Wszystko ma sie na swiezo:) No i ta mysl, ze skoro jest egzamin, to pewnie niedlugo wakacje...;)

Na zajecia chodzic nie trzeba, nikt obecnosci nie sprawdza. I, jak sie okazuje, moga z tego wyniknac klopoty... Na zajecia sedziwego pana profesora chodzilo tak w porywach do 60 osob. No bo kto by sobie zajmowal wieczory od 18 do 20?  Pan, sprytny i zapobiegawczy, przygotowal sobie 150 testow, zeby miec zapas... Egzamin pisalo sie w 3 grupach, ja bylam w trzeciej. I to w trzeciej doszlo do (jak na Wlochy przystalo) iscie dantejskich scen... 

Najpierw prof (tak sie tu mowi do profesorow, wymawia sie mocno podkreslajac r, ale nie przdluzajac go "profff";) kazal nam sie policzyc i obiecal wyjasnic po co. Potem obwiescil (co ja jako fanka kryminalow i osoba wprawiona w wymyslaniu "co bedzie dalej" wiedzialam od poczatku), ze nie ma wystarczajacej ilosci testow. "Nie wiem skad sie panstwo wzieli, czy ktos po prostu przechodzil ulica i wpadl na egzamin, ale jest panstwa 200". 

Co tu robic, co tu robic? Najpierw zaproponowal, ze ci, dla ktorych nie starczy, beda wypelniac testy juz wypelnione, tylko, ze dopisza swoje nazwisko i swoja propozycje poprawnej odpowiedzi. No dobrze, pol biedy, jak sie trafi na test kujona. Ale co, jesli poprzednik strzelal, a my bedziemy sie sugerowac jego odpowiedziami??? O zgrozo! Ostatecznie jednak prof zmienil zdanie i po rozdaniu czystych testow osobom bez kartek, ktore usiadly z tylu, a niej jak niektorzy madrze z przodu;) po prostu kazal wyjsc. "Prosze wyjsc. Tu jest egzamin!". Nie pomogly tlumaczenia, ze oni wlasnie na ten egzamin... Pokrzyczeli troche, pogestykulowali, trzasneli drzwiami (ach ten temperament!) i poszli... Zeby powrocic kiedy indziej.





10.11.17 Turyn magiczny?


Wiecie, ze Turyn jest miastem magii? Dowiedzielismy sie ostatnio, ze miasto od XIX w. przyciaga magikow, alchemikow i magnetyzerow. Jeden z belgijskich magnetyzerow pozostawił nawet w języku włoskim spuściznę w postaci nowego słowa: donatizzare jako synonim ipnotizzare – hipnotyzować. Z drugiej strony jednak Turyn jest wanym osrodkiem wiary katlickiej - to w tutejszej katedrze przechowywany jest slynny Calun Turynski, ktory zobaczyc mozna tylko za zgoda Papieza, ktory zezwala na jego publiczna adoracje srednio raz na 25 lat. 
Jak sie wiec domyslacie, czesto dochodzi do sporow miedzy tymi zgola rozniacymi sie perspektywami. Jezuita Giovanni Giuseppe Franco, stwierdzil jednoznacznie, że mamy tutaj do czynienia z “diabelstwami XIX wieku”. 






Nie zmienia to jednakze faktu, ze Turyn to miasto ukrytych cudow, ale takze wielkich cudow wirtualnych przypisywanych Turynowi w zwierciadle powszechnej wyobraźni, legend miejskich, mitów o “mieście diabła” i o “magicznych trójkątach”. Miasto bowiem wraz z Praga i Lionem tworzy ponoc magiczny trojkat wazny dla alchmikow.

Bedziemy wiec sprawdza, czy Turyn jest rzeczywiście, czy tylko w wymiarze mitycznym, miastem magicznym. Bedziemy Was trzymac na biezaco!


wtorek, 16 listopada 2010

10.11.16 Tagliatelle alle vongole

Dzisiaj o jednym z wloskich nadmorskich specjalow - owocach morza!Vongole odkrylismy podczas naszej pierwszej podrozy po Wloszech - do Toskanii. (psssst! niedlugo Neapol!). Vongole to rodzaj malzy, o ile sie nie myle, w Polsce z braku rozwonietej tradycji owocoz morza nazywany wlasnie po prostu malza.



Jako, ze owoce morza nie wystepuja powszechnie w Polsce nie zamieszczam przepisu ;) Mysle, ze nikt by sie nie pokusil o ich gotowanie. Naprawde jednak warto wybrac sie na degustacje do jakiejs knajpki podczas podrozy we Wloszech.
Tagliatelle alle vongole to swieze tagliatelle podawane z sosem z malz z pietruszka i biala trufla. Danie ma charakterystyczny, ostry smak - malze podkreslone sa bowiem intensywnym aromatem grzybow. 

A jak tam Wasze wloskie gotowanie? Ktos sie pokusil o risotto z dynia lub nalewke z opuncji? :) 



poniedziałek, 15 listopada 2010

10.11.15 Natura za miedza

Wczoraj mielismy ochote wybrac sie na lono natury nie oddalajac sie za bardzo od miasta. Mozna? Mozna! W koncu to Turyn! Zaledwie 30 minut od domu, tuz pod Turynem znalezlismy Park Naturalny Jezior Awilianskich (Parco Naturale dei Laghi di Avigliana). 

Sama Avigliana to urocze miasteczko polozone w poblizu dwoch jezior: Lago Piccolo (Male Jezioro) i Lago Grande (Duze Jezioro) zasilanych wodami lodowca i otoczone wysokimi gorami. Goruja nad nim ruiny Xwiecznego zamku, niegdys siedziby hrabiow Sabaudii. 

My te tereny dopiero zaczelismy odkrywac. Wycieczka eksploracyjna juz za nami, okrazylismy Lago Piccolo (nie takie Piccolo, idzie sie dobre poltorej godziny!). Jezioro bylo bardzo tajemnicze ze wzgledu na unoszace sie nad nim mgly, bylo w roznych odcieniach szarosci. W oddali majaczyly ruiny zamku... Atmosfera niczym z "Pana Samochodzika i Winnetou" choc to nie Mazury:) Trasa wokol jeziora prowadzi przez szuwary, przez drewniane mostki nad strumykami, nad jeziorem lataja ptaki, kaczki sobie spokojnie plywaja, a woda jest krysztalowo czysta:) Pomimo mgly i chlodu spotkalismy na naszej trasie duzo osob, ciekawe co sie tu dzieje w sezonie? Pomimo wzystko licze na jakies zaciszne miejsce na pyszna lekture jak tylko zrobi sie cieplej:) Na pewno tu wrocimy, zeby sie troche powspinac lub poszwedac nad jeziorami, a jak tylko kupimy roczne abbonamento musei - roczny bilet wstepu do wszystkich muzeow Piemontu (to juz 1 grudnia!!!) to ruszamy na (pokojowy) podboj Avigliany!





sobota, 13 listopada 2010

10.11.13 Otwieram wino ze swoja dziewczyna...

A my otwieramy nowa kategorie:) Na poczatek zagadka: kto jest najwiekszym swiatowym producentem wina? Nie, nie Wlochy:) Oczywiscie Francja, ale Wlochy ja gonia, mozna powiedziec, ze Francja czuje na sobie winny oddech Italii:) W 2007 i 2008 roku to wlasnie Wlochy wyprodukowaly najwiecej wina na swiecie. Rzeczywiscie Wlosi maja sie w tym zakresie czym poszczycic. Takie marki jak Chianti, Marsala czy  Bardolino znaja wszyscy. Wlasciwie kazdy region Italii moze sie poszczycic wlasna odmiana wina. Najwiecej odmian jest produkowanych w Toskanii, ale nasz Piemont rowniez jest bardzo znany z dobrych win. Przyjedzcie wiec skosztowac Barbery czy Barolo, dwoch najlepszych tutejszych czerwonych win!:)
Tym postem chcemy otworzyc enoteke czyli winiarnie, nowa kategorie naszego bloga. Nazwa pochodzi rzecz jasna od wloskiego slowa enoteca oznaczajacego sklad win wlasnie. Bedziemy na nim prezentowac rozne marki, wirtualnie kolekcjonowac butelki:)Na dobry poczatek Altemasi Brut Millesimato D.O.C., wino musujace (spumante) wytwarzane z winogron Chardonnay uprawianych w Trentino Alto Adige. Ma ono piekny, bladozolty kolor i intensywny zapach. Pani z pobliskiej enoteki zapewniala nas, ze nadaje sie zarowno na aperitivo (aperitif) jak i do posilku. Nam bardzo przypominalo szampana, zalowalismy, ze nie kupilismy truskawek;)




piątek, 12 listopada 2010

10.11.12 Pan Samochodzik Ape, symbol Wloch





Nie wiem czy kiedykolwiek widzieliscie Ape Piaggio? Jest to moj absolutny faworyt jesli chodzi o male i smieszne samochody oraz niekwestionowany symbol Wloch!


Ape jest produkowany od 1948 przez koncern Piaggio, zalozony w 1884 roku przez Rinaldo Piaggio w Pontedera, niedaleko Pizy. Jest to dla mnie niepodwarzalny argument na to, ze Ape jest obok Krzywej Wiezy wloskim symbolem - pochodzi z tego samego zrodla a widac go wszedzie, w kazdym miescie czy wioseczce, nie tylko w Pizie :)





Chodzi o maluski trzykolowy samochodzik, absolutny hit wahlarza zastosowan. Na poczatku wydawalo nam sie, ze sa to stare samochodziki, uzywane jeszcze przez starszych ludzi. Okazuje sie jednak, ze nie tylko, bo Ape jest bardzo praktyczny! Miesci nawet trzy wloskie mamme (chodzi o mamy, gospodynie, ale ze wloskie, to chyba bedzie o nich oddzielny post kiedys, bo to jest symbol Wloch ponadczasowy, dotyczacy 50 procent populacji, wiec jeszcze bardziej "naoczny" :) jadace wesolo na cmentarz czy po zakupy (miesci wiec takze mnostwo dziwnych pakunkow). Ma zastosowanie samochodu zawodowego - z tylu ma mala przyczepke, na ktora moze wejsc absolutnie wszytko, wiec wygodny jest dla lokalnych dostawcow, hurtownikow czy robotnikow. Nadaje sie idealnie na male wycieczki za miasto (zastosowanie zaobserwowane w malych, turystycznych miescinkach), chocby dlatego, ze miesci sie bez problemu w malych, kretych uliczkach, gdzie moze lawirowac posrod turystow. 


Mowie Wam, Ape jest nizastapiony! Marze o przekazdzce, mam nadzieje, ze znajde chetnego szofera!

Ps. Ape jest maly, ale bardzo zaradny! Od 2006 roku to wlasnie na jego licencji powstaja w Indiach samochody w ramach projektu tani rodzinny samochod :) Najnowsze moedele mozecie zobaczyc TU :) 



czwartek, 11 listopada 2010

10.11.11 Kawa w cetki


Pyszne wloskie latte macchiato (cetkowane czy tez poplamione mleko:) Jedna z naszych ulubionych kaw, przewaznie popoludniowa. Latte kojarzy sie wszystkim z wyjsciem do kawiarni, ale bez problemu mozna przygotowac je samemu w domu. Podstawa jest otrzymanie trzech warstw - goracego mleka, espresso i pysznej mlecznej pianki. Aby uzyskac taki efekt, do mleka i mlecznej piany nalezy powoli, po sciance dolewac goraca kawe. Z powodow oczywistych najlepiej podawac w przewroczystej szklance :) Kawe mozna podac na wiele sposobow - ze smakowym syropem (polecamy przede wszystkim francuskie syropy Monin, mozna kupic przez internet), z kakao lub cynamonem. Rowniez idealna na dlugie jesienne wieczory :) 
PS. Caffè latte macchiato jest dosc rzadko pita we Wloszech, poniewaz zawiera malo kofeiny a duzo mleka i z tego powodu uwaza sie ja przede wszystkim za... kawe dla dzieci :)




środa, 10 listopada 2010

10.11.10 Dzielnica, w ktorej czas stanal w miejscu

Okazuje sie, ze nie tylko Siena podzielona jest na contrady (powiaty). Turyn takze niegdys byl na nie podzielony, choc dzis sie o tym nie pamieta, bo nie ma to tak istotnego znaczenia ja w Sienie.

Otoz to, co dzisiaj nazywamy centrum Turynu, do poczatkow XX wieku bylo po prostu Turynem. To dawne miasto podzielone bylo na contrady odpowiadajace poszczegolnym parafiom, stad wiekszosc z nich nosilo nazwy "koscielne" jak np. Contrada della Misericordia (Milosierdzia), Contrada di Santo Filippo (sw. Filipa). My jednak podczas spaceru odkrylismy inna, swiecka kontrade o dziwnej nazwie Contrada dei Guardinfanti.

Mowi sie o niej, ze czas stanal tam w miejscu, ze jest starym sercem miasta. Polozona przy trzech ulicach: via Barbaroux, via dei Mercanti i via San Tommaso, przyciaga oryginalnoscia sklepow i kawiarni, gdzie mozna odnalezc relikty z dawnych czasow. Nazwa tej kontrady pochodzi od dawnej nazwy via Barbaroux gdzie niegdys sprzedawano wlasnie guardinfanti czyli takie klosze, ktore damy wkladaly pod suknie, zeby sie sie im owe dobrze ukladaly. Z oryginalnosci kontrady korzystaja wspolczesni handlarze, ktorzy bardzo sie promuja na jej tradycjach.  Kontrady zostaly wiec odtworzone w Turynie troche sztucznie, turystycznie i propagandowo-handlowo. Mozna sie o tym przekonac   na przyklad TU. Ale niech im bedzie, przynajmniej dzieki temu cala kontrada obwieszona jest tradycyjnymi proporcami  i naprawde przyjemnie tamtedy spacerowac!  My co prawda myslelismy, ze moze jest w Turynie jakies tajemnicze Palio czy cos, ale Palio zarezerwowane jest rzeczywiscie glownie dla Sieny. Pewnie chodzi z tymi kontradami o jakies tajemne uklady alchemikow i magikow lub zwalczajacych sie tu dobra i zla, ale... o tym kiedy indziej :)



wtorek, 9 listopada 2010

10.11.09 Jak lody, to przez caly rok!

Gelato affogato (crema di Grom;)
al cioccolato di Gianduja, 
mhmmmm...
Jak wiadomo Wlosi sa absolutnymi mistrzami w produkcji lodow i absolutnymi fanami ich spozywania. Ja ciagle jeszcze nie przyzwyczailam sie do widoku pieciu doroslych facetow przed lodziarnia, z ktorych kazdy trzyma swojego rozka i palaszuja zadowoleni jak dzieci:) Albo inna egzotyka: dobre i renomowane lodziarnie sa tu otwarte bez wzgledu na pore roku do 23ciej. Czyli wnioskuje, ze ludzie np. o 22h45 wpadaja do lodziarni na cono medio (sredniego rozka) albo inna copa piccola (male okragle pudeleczko). A juz zupelnie mi sie w glowie nie miescilo, jak mozna jesc lody jesienia czy zima. Otoz sa na to sposoby, ktore dzialaja nawet na takich zmarzluchow jak ja:)

Po pierwsze, zima mozna jesc semifreddi czyli taki rodzaj lodowych kremow, ktore nie sa tak zupelnie zimne, a smakuja... po prostu wybornie! Jest to przysmak typowo wloski, stad ciezko znalezc polskie okreslenie. Nazywam to czasem cieplymi lodami, ale zaraz sie pukam w czolo, jak sobie przypominam te "pysznosci" z polskich spozywczakow... Nie ma to z semifreddi nic wspolnego:)

Po drugie,  mozna sobie zamowic affogato, czyli lody zanuzone w kawie lub czekoladzie (nazwa pochodzi od affogare - utopic).  A z goracych czekolad Turyn slynie, ach slynie!!! I do tego, na szczegolnie zimne dni, pije sie affogato z wkladka w postaci amaretto lub jakiegos likieru! I od razu cieplej:)







poniedziałek, 8 listopada 2010

10.11.08 No dobra, Turyn jest miastem Fiata:)

Ten starszy
Do tej pory staralismy sie Was przekonac, ze Turyn to nie tylko miasto Fiata. Nie tylko, ale takze, dlatego dzis bedzie wlasnie o Fiacie:) A wiecie w ogole skad sie wziela nazwa Fiat? To tak naprawde skrot od Fabbrica Italiana di Automobili Torino czyli Wloska Fabryka Samochodow w Turynie:) Przedsiebiorstwo to zalozyla w Turynie grupa przemyslowcow z Giovanni Agnelli na czele juz w 1899 roku. 

No to ten mlodszy :)




Do tego postu natchnely nas dwie rzeczy.  Po pierwsze wczoraj na Piazza Castello szkoly wojskowe promowaly sie wsrod mieszkancow po to, by przyciagnac do siebie jak najwiecej chetnych. I w ramach promocji wystawili to, co szanujacy sie Turynczycy lubia najbardziej: fiaty! Prawdziwe cacka, jeden byl z lat 30tych, a drugi 40tych ubieglego wieku:) Po drugie okazalo sie ze Chrysler (tak tak, nie kto inny ale producent naszego kochanego Pitka) tez nalezy do grupy Fiata!!!

My jestesmy fanami Fiata 500, ktory jest absolutnie sliczny, tylko troche maly... Jezdzi ich po miescie troszke, najladniejsze sa te z szyberdachami:) No i 2 ulice od domu mamy fanklub Fiata 500, co pokazuje, ze jego wielbiciele  lubia sie zrzeszac i sa bardzo aktywni. Zreszta Fiat chetnie z tego korzysta. Idzie z duchem czasu i na jego stronie mozna za pomoca specjalnej aplikacji stworzyc samochod marzen. Potem juz tylko placisz i masz:)



niedziela, 7 listopada 2010

10.11.07 Focaccia - sposob na wloskiego fast fooda


Znacie focaccie? Mielismy dzis na obiad :) Jest to taki rodzaj pizzy, mozna powiedziec, tylko bez sosu pomidorowego i sera. Focaccie poznalismy w Genui, gdzie tego rodzaju pizza sprzedawana jest na kawalki jak w Polsce zapiekanki. Jest tez bardzo tania :) W Turynie troche drozej, ale i tak warto sprobowac :) 

Focaccia jest tu tez sprzedawana w marketach, tak jak ciasto francuskie w Polsce. Rozwija sie baze na blache, dorzuca co sie chce i szybki obiad gotowy! W niektorych regionach focaccie je sie tylko z oliwa i ziolami - szalwia albo rozmarynem lub oliwkami i pomidorami. Naszym zdaniem absolutnym mustem jest w focacci stracchino - kremowy ser z mleka krowiego. Nadaje sie on swietnie na baze pizzy lub wlasnie focacci, bo ma charakterystyczny smak i smakowicie sie ciagnie po roztopieniu. Wedlug etymologiii nazwa sera wziela sie od zmeczonych krow, kotre pasac sie w lecie na polach Lombardii dawaly malo mleka. Pasterze nie mogac z niego zrobic zbyt wielu produktow, robili wlasnie ten ser, ktorego nie da zrobic sie zbyt wiele, bo musi byc swiezy - to nie parmezan, ktory polezy w lodowce dobry rok! :)


sobota, 6 listopada 2010

10.11.06 Turyn nareszcie na rowerach!



Nareszcie spelnilo sie nasze marzenie! Po dlugich poszukiwaniach oboje mamy rowery i mozemy smigac sobie po Turynie! Rowery sa nawet trzy, jakby ktos chcial kupic lub przyjechal do nas dopoki nie sprzedamy, to nie ma sprawy!

Korzystamy z ostatnich dni pieknej jesieni, niestety do nas tez juz przychodzi jesienna slota i coraz czesciej cale dnie doslownie leje. Zaobserwowalismy, ze ciezko chyba przewidziec na Turyn dobra prognoze pogody, w sensie taka, ktora by sie sprawdzila - przewaznie prognozy trzeba czytac  na odwrot. 
Turyn jest podobno pierwszym wloskim miastem jesli chodzi o dlugosc sciezek rowerowych, szczyci sie az podobno 400 kilometrami rowerowych szlakow.
 Jezdzac nie da sie ich niestety zauwazyc, bo sciezki nie prowadza przede wszystkim na uniwersytet (tiaaa... przeciez studenci w ogole nie jezdza na rowerach;) Sciezek nie widac moze dlatego, ze rowerzysta praktycznie tu nie istnieje - ulice poprzecinane sa z torami, na ktorych samochody wyprzedzaja tramwaje, na porosnietych trawa torach tramwajowych w modzie jest wyprowadzanie psa, takze rowery zepchniete sa na plan drugi.
My mozemy troche oszukiwac - z domu zawsze jedziemy najpierw wzdluz rzeki, gdzie jest przyjemnie i jeszcze kolorowo, ale ostatnio po ulewnych deszczach balismy sie, zeby nie bylo powodzi, widok rzeki nie napawal optymizmem... 








piątek, 5 listopada 2010

10.11.05 Mikstura z kaktusa

Poszlismy ostatnio na turynskie mercato - targ i znalezlismy na nim owoce opuncji. Postanowilismy wiec "ugryzc" je po raz drugi. Pierwsze podejscie mielismy w Turcji, jednak nie skonczylo sie ono najlepiej. Musicie bowiem wiedziec, ze opuncja broni sie setkami mikroskopijnych, niewidocznych kolcow, ktore bardzo latwo wbijaja sie w dlon i bardzo ciezko z niej wychodza (z pomoca pensety ostatnie wyszly po trzech dniach). W Europie sa co prawda sprzedawane ociosane z kolcow, ale skoro kolce sa male, zawsze sie jakis zawieruszy. 

Co wiecej, opuncja to po wlosku fico d'India a kupuje sie ich zawsze kilka, wiec w liczbie mnogiej - fichi d'India. I jakos tak (przynajmniej nam) te fichi czytaly sie jak polskie figi. Jak sie dowiedzielismy, nalezy jednak pytac o kilo "fiki", jak poprawnie sie czyta nazwe opuncji po wlosku, bo jako ze opuncja nie ma nic wpolnego z figa okazalo sie, ze prosilismy sprzedawce o kilogram zenskich narzadow plciowych, jak nazywany jest tu popularnie pewien kobiecy narzad (figa) :) 



Owoce opuncji nie sa jakies bardzo smaczne. Ma sie wrazenie, jakby sie jadlo mase z pestek polaczonych slodkawym miazszem. Skoro juz jednak za "fiki" cierpielismy, i to na podrozy poslubnej, no i je kupilismy, postanowilismy z nich zrobic, jak nam poradzono - przepyszny - likier lub tez - co bardziej chyba pasuje - nalewke. 


Do jej przygotowania potrzebujecie 10 owocow opuncji, ktore kroicie na pol (naprawde uwazajac na kolce) i wkladacie do sloika z lyzeczka cukru waniliowego. Gnieciecie je, po czym zalewacie 0,5 l spirytusu i odstawiacie na tydzien. 

Po tygodniu gotujecie litr wody ze szklanka cukru, chlodzicie i laczycie z powstalym w sloiku alkoholem po odcedzeniu go od owocowego miazszu. Nalewacie do butelek i czekacie 20 dni. 

Nastepnie wypada nalewki sprobowac :) Ma bardzo interesujacy smak i zapach, wydaje sie bardzo lekka. Jest wyrazista i slodkawa w smaku z delikatnie pobrzmiewajaca goryczka kaktusa. Zapach mozna porownac do napoju Tymbark "Owoce Swiata. Kaktus". Mysle, ze jego amatorzy na pewno docenia jego mocniejsza odslone :)

czwartek, 4 listopada 2010

10.11.04 Pilka jest okragla, a druzyny sa dwie

Michal dzielnie znosil wyklad o calcio
Zle trafilismy z tymi Wlochami, oj zle. Jak wszystkim wiadomo narodowym sportem Wlochow jest calcio - pilka nozna, o ktorej moga dyskutowac godzinami (a dyskusje sa zywe, z nadmiaru gestykulacji moze dojsc nawet do rekoczynow;), o ktorej my nie mamy bladego pojecia.

Poszlismy na kolacje do znajomych i wszystko potoczyloby sie spokojnie, gdyby nie sakramentalne pytanie: Jakiej druzynie kibicujesz? Na szczescie ja jako kobieta moge nie kibicowac zadnej, ale Michal ma gorzej. Kolega wyglosil wyklad (w doslownym tego slowa znaczeniu, inni musieli mu przerwac:) o tym, jak wazna jest we Wloszech pilka nozna i ze trzeba kibicowac jakiejs druzynie, ktora trzeba swiadomie wybrac i wyborowi pozostac wiernym. Radzi sie, zeby druzyna byla ze swojego miasta (jak sie przeprowadza, to sie ja zmienia). 


Toro?

Czy moze Juventus?
Z racji mieszkania w Turynie mamy wiec do wyboru Torino Football Club (Toro) i Juve czyli Juwentus. Z tego, co zapamietalam, Juwentus jest lepszy, bo gra w klasie A. Poza tym jest najbardziej utytułowanym klubem w kraju – ma na koncie dwadzieścia siedem tytułów mistrza kraju, dziewięć Pucharów Włoch i cztery Superpuchary Włoch. W rozgrywkach międzynarodowych zespół zwyciężył dwa razy Lidze Mistrzów, zdobył jeden Puchar Zdobywców Pucharów, a także trzy Puchary UEFA. Toro (ktorego symbolem jest byk) nie gra w klasie A, co zupelnie nie przeszkadza kibicom, ktorzy dodaja "jeszcze" (nie gra) i "juz" (nie gra, bo kiedys gral). Czyli mozna powiedziec, ze prawie gra:) Z kolei Juve okryl sie nieslawa w ubieglym sezonie, ale o tym nie wiem zbyt wiele, bo obecny na kolacji kibic Juve zamknal temat zanim sie na dobre rozpoczal.


W dyskusje zaangazowaly 
sie takze obecne Panie :)


Juwentus moze byc nam bliski, bo gral w nim Zbigniew Boniek (stad jego wizerunek  w polarze na opisywanej niegdys ciezarowce) i ponoc nawet strzelil jakies ladne gole wiec w imie pariotyzmu chyba bedziemy mu kibicowac:) Dobrze, ze nie mamy telewizora... :)










środa, 3 listopada 2010

10.11.04 Kulturalny import-eksport

Pamietacie film Dany'ego Boona Bienvenue chez les Ch'tis (polski, bardzo dziwny tytul to "Jeszcze dalej niz polnoc") ?

Plakat "Bienvenue chez 
les Ch'ti" we Wloszech
We Francji bil rekordy popularnosci (najwiekszy hit francuskiego kina po 1945 roku pod wzgledem liczby wejsc) i szybko stal sie jednym z francuskich towarow eksportowych. Historie naczelnika poczty przeniesionego sluzbowo (karnie) do miasteczka w Nord-Pas-de-Calais (we Francji stereotypowo polnoc jest postrzegana troche jak dziki zachod) pokochali widzowie w wielu krajach, w tym w Polsce. Wlosi z ta miloscia poszli o krok dalej. Stwierdzili, ze oni nie gesi i swoja polnoc maja i ... nakrecili remake filmu pod znamienitym tytulem Benvenuti al sud ("Witamy na poludniu":).

A to juz plakat 
wloskiego remake'u

Fabula jest dokladnie ta sama, tyle ze odwrocona geograficznie. Naczelnik poczty zamiast do Medialanu, zostaje karnie przeniesiony (o zgrozo) pod Neapol, gdzie wszystko jest inaczej... Pije sie hektolitry kawy z kazdym napotkanym sasiadem, na snadanie je duzo, duzo gestykuluje, zaczyna pracowac o 9 zeby jakos dotrwac do 2-godzinnej siesty o 13tej, gra w pilke na glownym placu miasta... A najdziwniejsze, ze Wloch z Wlochem sie tu nie porozumie, bo mowa tubylcow ze standardowym wloskim ma niewiele wspolnego. Rzeczywiscie trudno zrozumiec polowe filmu, nawet wahalismy sie, czy pojsc do kina. Uspokoil nas znajomy Anglik, ktory poszedl na seans... z napisami, na ktorym dialogi poludniowcow byly tlumaczone z neapolskiego na wloski:)My trafilismy na seans bez napisow, ale jakos dalismy rade, przede wszystkim dlatego, ze znalismy oryginal;P

Film oprocz tego, ze jest smieszny, bardzo dobrze pokazuje niejednolitosc tych zjednoczonych od 150 lat Wloch. Prezentuje stereotypy, ktore cywilizowana polnoc powtarza o tym dzikim i prostym poludniu, gdzie zar pali lysine, trzeba chodzic w kamizelce kuloodpornej (bo przeciez strzelaja), a smieci wyrzuca sie po prostu przez okno. 

Cywilizowani Wlosi prawie 
z Mediolanu w otoczeniu dzikusow 
z Castellabate

Wisienka na torciku jest sam Dany Boon, ktory pojawia sie w filmie na krotka chwile:) Przychodzi na wloska poludniowa poczte i z akcentem Ch'timi prosi o wyslanie paczki do Francji:)