czwartek, 31 marca 2011

11.03.31 Silvio forever!

Zbliza sie 6 kwietnia. To juz w najblizsza srode! Silvio Berlusconi zostanie postawiony w stan oskarzenia za platny seks z nieletnia. Co to sie bedzie dzialo!!!

A w kinach przedsmak tejze srody, film dokumentalny "Silvio forever". Swietnie zrobiona, "nieautoryzowana biografia", ktora naprawde warto obejrzec! Wlochom przypomni dlaczego w ogole ktos taki jak Silvio Berlusconi zostal premierem i tak dlugo utrzymal sie u wladzy. Jak to sie stalo, ze jest potentatem telewizyjnym i wlascicielem FC Milan? Nam, zagranicznym, film to wszystko wytlumaczyl i przedstawil historie Berlusconiego w 80-minutowej bardzo dobrze zmontowanej pigulce. Bezcenne! Obejrzyjcie chociaz trailer!



W filmie przeplataja sie obrazy z przeszlosci (zdjecia, kronika filmowa), ktorym towarzyszy glos z offu "à la Berlusconi". Lektor czyta swoj tekst nieco przez nos, zeby bardziej upodobnic sie do premiera. Co jakis czas pokazywane sa urywki programow telewizyjnych z Berlusconim, jego zarliwe przemowienia, a przede wszystkim przypominane sa jego slynne wypowiedzi jak chociazby ta niechlubna, kiedy po wybuchu seksafery Ruby powiedzial "Lepiej kochac piekne kobiety, niz byc gejem". Powiedzial to, gdy juz bylismy we Wloszech i pamietamy, ze w calym kraju zawrzalo. Ale nawet w okresie, kiedy w Italii wrze od manifestacji przeciwko Berlusconiemu, nie mozna zapominac, ze czesc Wlochow wrze z uwielbienia dla tej postaci, co swietnie bylo pokazane w dokumencie. Film najlepiej chyba streszcza duzo starszy skecz Begniniego, ktory takze bardzo polecamy:)


Skad tak wielki sukces Berlusconiego? Wedlug autorow filmu z milosci do siebie i wiary w siebie. W filmie uslyszec mozna raz jeszcze slynne teksty premiera jak chociazby "Patrze codziennie w lustro i mowie: podobasz mi sie, podobasz mi sie". Albo zart opowiedziany przez Berlusconiego o sobie samym, o tym jak Berlusconi poszedl do nieba i po godzinie negocjacji wychodzi trzymajac reke na ramieniu Pana Boga. Bog mowi: "Doprawdy Silvio, twoj pomysl z przeksztalceniem nieba w spolke akcyjna jest genialny. Tylko dlaczego ja mam byc wiceprezydentem?" 

Przystojny za mlodu, bogaty na starosc, Berlusconi zawsze otaczal sie pieknymi kobietami. W filmie padaja jego slynne slowa: "Kocham bliznich. A z bliznich najbardziej kocham piekne kobiety". Dowcipny, elokwentny, sprytny, potrafil przekonac do siebie wyborcow. Jeden z naszych znajomych, przeciwnik Berlusconiego powiedzial nam kiedys: "Berlusconi to spryciarz. Nazwal swoja partie FORZA ITALIA i teraz nie mozna nawet spokojnie kibicowac druzynie narodowej bez wyrazania poparcia Berlusconiemu". 

My w Berlusconim dostrzegamy prawdziwego Wlocha: kochajacego zycie, piekne kobiety i spiew, wygadanego, jednym slowem BRAVO RAGAZZO! Taki, co wszystko zalatwi, zawsze wyjdzie obronna reka, przekuje oskarzenie na swoja korzysc, wie gdzie i kiedy nalezy uderzyc, do kogo zadzwonic. 


Wielokrotnie we Wloszech przekonalismy sie, ze nie ma to jak kogos znac (albo dac odczuc poznanemu od 5 minut, ze znamy sie dobrze - nie ma wtedy rzeczy niemozliwych!). Chocby ostatnio: bylam na chwile w Paryzu (Ryanair otworzyl nowe polaczenie nareszcie z Turynu na Beauvais). Gdy wysiadlam z samolotu spotkalam 6 sympatycznych emerytow, ktorzy skorzystali z okazji, zmontowali paczke i wybrali sie na zwiedzanie francuskiej stolicy. Kiedy jednak wysiedli z samolotu okazalo sie, ze ten Paryz troche jednak skomplikowany i ze nie ma to jak "brava ragazza che parla italiano" - dzielna dziewuszka mowiaca po wlosku. Pomoglam im kupic bilety do Paryza, na metro, doradzilam jak sie nie zgubic i trafic do celu. Powsinogi byli tak szczesliwi, ze przez 10 minut pytali jak moga mi sie odwdzieczyc. Po tym czasie stwierdzili, ze wezma mnie all'italiana - jako ze naprawde nie chcialam nic w zamian wypytali co i gdzie we Wloszech porabiam po czym przekazali mi rzecz chyba we Wloszech najcenniejsza - ich numer telefonu. Okazalo sie, ze jeden z sympatycznych turystow przepracowal 40 lat na uniwersytecie, co prawda tylko w ksiegowosci, ale zawsze - znajomosci ciagle ma. Poza tym na uniwersytecie pracowal dalej w administracji jego syn. Zrozumialam, ze co jak co, ale tego roku nie moglabym nie zaliczyc nawet gdybym nie potrafila powiedziec slowa po wlosku - to sie nazywa miec plecy! 


I tak inny, podobny do Silvio forever film, o ktorym juz pisalismy - Che bella giornata rozegral sie na moich oczach: nie ma to jednak jak we wloszech kogos ZNAC! Takim chyba znaniem tego kogo trzeba i bardzo swojskim image'em Berlusconi zjednal sobie Wlochow, bo na poczatku musial chyba wygladac na bravo ragazzo! Czekamy wiec na srode i na to, co przyniesie proces premiera, ciekawe jak zmieni sie jego pozycja...


środa, 30 marca 2011

11.03.30 Sztuka zakleta w znakach

Od niedawna zaczely nam sie rzucac w oczy dziwne znaki drogowe. Niby nadal czytelne, a jednak zmienione. Przemalowane jakies. Zamiast klasycznego znaku informujacego o slepej uliczce - czarna figura przypominajaca postac Chrystusa "zawieszona" na slepo-uliczkowym "T". Zamiast zwyklego zakazu wjazdu - osoba niosaca poprzeczny pasek tego znaku jak belke pod pacha. O co chodzi? Dlugo szukalismy odpowiedzi, ale w koncu natknelismy sie na wyjasnienie.



Wszystko to jest sprawka bretonskiego artysty Cleta Abrahama, ktory od 20 lat mieszka we Wloszech (przez ostatnie 5 we Florencji). Jego pomysl na ozdobienie znakow drogowych zrodzil sie z dwoch obserwacji. Po pierwsze, znaki sa wszedzie, wypelniaja miejski krajobraz, atakuja swoja wszechobecnoscia. Po drugie, sa zdaniem Abrahama brzydkie, pozbawione wyrazu. Nie mozna ich usunac, bo spelniaja wazna funkcje, wiec artysta postanowil je ulepszyc. 


Abraham zaczal realizowac swoj projekt we Florecji, wlasnie ze wspomnianymi znakami "slepa uliczka", na ktorych "wieszal" czarna postac przypominajaca Chrystusa. W listopadzie przyszedl czas na Turyn. Artysta wybral Turyn, bo czuje sie z nim zwiazany (tu mieszkala jego partnerka) i, jak sam mowi "wierzy w to polnocne miasto". Ozywienie turynskich znakow (nie wszystkich, rzecz jasna) zajelo Abrahamowi 3 noce. Wybral miejsca najbardziej widoczne w Turynie: via Marenco (redakcja "La Stampa"), Muzeum Calunu, piazza Emanuele Filiberto itd. Kilka znakow drogowych niedaleko naszego mieszkania takze zostalo ozdobionych i w ten sposob my wpadlismy na swiat Cleta Abrahama. Nasza ulubiona wariacja na temat jest zakaz wjazdu, bo czarna postac stara sie jakgdyby przeniesc gdzies poprzeczny pasek bedacy istota tego znaku. Taki znak buntu zrobiony ze znaku zakazu? Ciekawe:) A Wy, zwrociliscie uwage na dziela Abrahama w Turynie? A we Florencji?


wtorek, 29 marca 2011

11.03.29 Wiosna all'italiana na talerzu

Dzis o krolowej (albo jednej z krolowych) kuchni wloskiej – la minestrone

Podajemy Wam nasz przepis i polecamy zupe ugotowac – niby zupa wielowarzywna a jednak smakuje zupelnie inaczej niz polskie zupy!

Dwie duze cebule i 2 zabki czosnku drobno kroicie. Nastepnie w kostke kroicie 3 cukinie i 3-4 pomidory, seler naciowy, 3-4 marchewki i 2 ziemniaki. Proporcje warzyw zaleza jednak przede wszystkim od wielkosci Waszego garnka – warzyw musi byc na tyle duzo, zeby zupa byla dosc gesta.


Nastepnie gotujecie z 2 kostkami bulionowymi wszystko ok. 30 minut. Po uplywie tego czasu dorzucacie swieze, pokrojone drobno bazylie i pietruszke, biala fasole z puszki (typu jas), doprawiacie sola i pieprzem. Gotujecie jeszcze ok. 10 min.

Minestrone podawajcie z odrobina oliwy i – jak kto lubi – ze startym parmezanem. I co, taka zupa warzywna ale jednak troche egzotyczna, nie?

Jako ze z minestrone jest troche jak z naszym bigosem – co dom to przepis i co przepis to lepszy – nie ma we Wloszech jednego przepisu na minestrone, kazda gospodyni wie najlepiej jak te zupe nalezy przyrzadzic. Moze Wy tez gotujecie minestrone, macie swoj sprawdzony przepis lub przepis od jakiejs wloskiej casalinga - gospodyni domowej? Albo mozecie zapytac Waszych znajomych Wlochow jak minestrone gotuje sie w ich domu? Podzielcie sie Waszymi wskazowkami w komentarzach, zeby nasza wspolna blogowa minestrone byla absolutnie perfetta!


poniedziałek, 28 marca 2011

11.03.28 Na lody do Lodi

Do Lodi wstapilismy rzeczywiscie na lody podczas jednej z wycieczek do Mediolanu. Jest to male, sympatyczne miasteczko sredniowieczne, do ktorego mozna zajechac na krotki spacer, na przyklad przy okazji zwiedzania Certosy w Pavii. 


Jednym z zabytkow tego miasteczka jest oczywiscie katedra. Ta XII-wieczna budowla slynie przede wszystkim z asymetrycznej fasady, typowej dla stylu romanskiego i majestatycznego portalu z wyobrazeniami lwow i rzezbami Adama i Ewy. 

Najwazniejszym zabytkiem miasteczka jest jednak XV-wieczne Santuario dell'Incoronata, przyklad Rinascimento lombardo - Renesansu lombardzkiego, ktory moze byc ciekawym uzupelnieniem wizyty w Certosa di Pavia. Ucieszy nie tylko amatarow architektury ale rowniez sztuki, poniewaz zobaczyc tam mozna dziela Giovanniego i Matteo Della Chiesa, del Bergognone i dei Piazza. 


Niestety nie wiemy jak wyeksponowane sa te dziela ani jak koscioly wygladaja wewnatrz, poniewaz trafilismy do Lodi podczas sjesty. Podziwialismy wiec uroki miasteczka, ktore moze byc przystankiem podczas jakiejs dluzszej podrozy do Mediolanu przed gwarnym ruchem stolicy polnocy.


Miasteczko nie zauroczylo nas az tak bardzo, zeby wycieczke tam polecac Wam celowo. Moze dlatego, ze zajechalismy tam po zobaczeniu Piacenzy? A moze ktos z Was byl w Lodi i bardziej entuzjastycznie wspomina to opisywane przez przewodnik Wiedzy Powszechnej "urocze sredniowieczne miasto, w ktorym domy w pastelowych barwach maja kute w zelazne drzwi, ladne dziedzince i ogrody"? 

niedziela, 27 marca 2011

11.03.27 Goryczka del cioccolaTO

Jestesmy troche rozczarowani, moze nawet lepiej : rozgoryczeni dlugo oczekiwanym przez nas turynskim CiccolaTO - TO (tu)-rinskim festiwalem czekolady. Goryczka gorzkiej czekolady nie dodala jej bowiem tym razem smaku, tylko przyczynila sie do naszych rozczarowanych min.



Festivale del Cioccolato - CioccolaTO - to coroczne, organiozwane w Turynie od 2002 roku swieto czekolady. Swieto jak najbardziej uzasadnione, bo poza wieloma innymi atrakcjami i specjalami, Turyn jest stolica czekolady, co wiecej slynie z niej caly Piemont, o czym pisac zaczelismy TU. Slyszelismy, ze mozna na festiwalu czekolady sprobowac, zobaczyc jak sie ja produkuje itd... W dodatku w tym roku z okazji obchodow Zjednoczenia Wloch festiwal przyspieszono i polaczono z obchodami dell'Unità. Myslelismy, ze spowoduje to, ze bedzie on jeszcze lepszy, ale... No wlasnie. 



Ogromna atrakcja i niekwestionowanym hitem festiwalu jest wyrzezbiona w 14 tonach czekolady Italia, na mapie ktorej osadzono 20 zabytkow charakterystycznych dla kazdego regionu Wloch. Wlochy z czekolady maja 13,5 metra dlugosci, zostaly wyrzezbione przez 10 choco-rzezbiarzy, podczas 1500 godzin ich pracy a waza - raz jeszcze, bo ta liczba robi wieksze wrazene - 14 000 kilo!!! Jest to rzeczywiscie ogromnie zaskakujace, niecodzienne i mocno czekoladowe, tym bardziej ze podczas ogladania puszczana jest muzyka z gramofonu, z... plyty z czekolady :)) Gra podobno do momentu wytarcia sie i rozpuszczenia. Zobaczcie sami:



Poza tym jednak festiwal sluzy jednak tylko sklonieniu ludzi do czekoladowych zakupow. Wokol ogromnego namiotu z czekoladowymi Wlochami rozstawione sa standy znanych wloskich firm cukierniczych - chocby piemonckich Caffarel'a i Leone, ale takze standy szwajcarskiego Lindt'a, firm belgijskich czy francuskich... W dodatku zauwazylismy, ze zamiast zachecic przechodniow promocjami czy degustacjami, ten wielki czekoladowy bazar odstrasza zawyzonymi cenami. Okazuje sie wiec, ze lepiej czekolade kupowac w turynskich boutikach o dowolnej porze roku. Fakt, na festiwalu kupicie w jednym miejscu z czekolady niemalze wszysto - od czekoladowej klawiatury do laptopa, przez imitowane à la fontanna z czekolady lampki nocne, czekoladowy kebab, czekoladowe kielbasy, sery (to chyba dla tych, ktorzy "ze slodyczy najbardziej lubia szynke";) czy czekoladowe kosci na specjalnym stoisku z czekoladowymi lakociami dla psow. Co prawda ten stand nie pobija legowisk dla psow za 700 funtow i innych dziwactw, jakie widzielismy ostatnio w dziale dla zwierzat londynskiego Harrods'a, ale miedzy Lindtem i Caffarelem zaskakuje. 




Nie trafiona wydaje sie nam takze pora roku, w jakiej festiwal jest organizowany. 35 stopni w sloncu nie tylko odstrasza od czekoladowych fontann czy czekolady pitnej, ale takze utrudnia kupcom przechowanie towaru. My wybralismy wiec dzis lody ze znanej nam pobliskiej pysznej lodziarni, bo na filizanke czekolady mielibysmy duzo bardziej ochote, gdyby festiwal zostal zorganizowany na przyklad w grudniu, kiedy mozna by sie bylo rozgrzac po przejmujacej turynskiej wilgoci...

Podczas festiwalu proponowany jest tez chocopass. W cenie 12 euro mozemy m.in dostac tabliczke czekolady milki, kawe na standzie Vergnano czy upominek niespodzianke w jednym z boutikow... - lacznie 6 "atrakcji" i 10 proc. znizki na... wynajem samochodu (WDF?). Oferta nie byla na tyle atrakcyjna, by zachecic nas do jej zakupu. W kilku barach proponowane sa tez degustacje, czasem mozna wybrac sie na okolicznosciowe atrakcje typu organizowanego przez Vergnano "interesujacego spotkania podczas ktorego aromat kawy spotka sie ze slodycza czekolady",  jak mowi rozdawany na festiwalu przewodnik. 



CioccolaTO z okazji zjednoczenia trwa od 17 marca do 3 kwietnia, oto jego strona. Od 25 marca do 3 kwietnia trwa tez jednak ten prawdziwy, coroczny CioccolaTO. Czy ktos z was uczestniczyl moze w organizowanych podczas festiwalu spotkaniach i degustacjach, dzieki czemu zobaczyl w nim swieto czekolady albo cokolwiek wiecej niz tylko maszyne do robienia pieniedzy??


sobota, 26 marca 2011

11.03.26 Piacere, Piacenza!

Piacere, Piacenza glosi slogan promujacy miasteczko Piacenza polozone na polnocnym zachodzie Emilii-Romanii, tuz przy granicy z Lombardia. I rzeczywiscie, zwiedzanie Piacenzy fa piacere (sprawia przyjemnosc). Pomimo niewielkich rozmiarow (Piacenze zwiedza sie wlasciwie pol dnia), Piacenza moze zauroczyc, a wizyte w tym miescie trudno uznac za nieudana. Nam Piacenza bardzo przypomina Bologne, jest wlasciwie taka Bologna w pigulce.  



Dzieje Piacenzy siegaja czasow rzymskich, kiedy byla warownym obozem strzegacym okolicy przed najazdami Hannibala lub Galow. W Piacenzy (i w tym  nie jest oryginalna) najladniejsze jest stare miasto z wieloma sredniowiecznymi i renesansowymi budowlami. Na glownym placu miasta Piazza dei Cavalli wznosza sie dwa pomniki z brazu, dziela XVII-wiecznego rzezbiarza Francesca Mochi. Nie bez powodu uwazane sa za arcydziela baroku. Rzezby zachwycaja dynamika zarowno galopujacych koni z rozszerzonymi nozdrzami, jak i postaci w udrapowanych strojach, z wyciagnietymi rekami, w ruchu. Mezczyzni na koniach to kondotier Alessandro Farnese i jego syn Ranuccio - wladcy miasta z XVI wieku. Rzezby stoja przed pieknym ratuszem - Palazzo del Comune - zwanym "Il Gotico". To najezony blankami palac w stylu lombardzkiego gotyku uznawany za jedna z najpiekniejszych budowli sredniowiecznych we Wloszech. 



Podejrzewamy, ze piekna jest takze katedra. Przynajmniej z zewnatrz jest bardzo interesujaca. Nie moglismy do niej wejsc, bo okazalo sie, ze w Piacenzy czuc juz troche poludniowe Wlochy - przerwa obiadowa zaczyna sie o 12tej i konczy o 16tej, a nie trwa jak w Turynie od 13:30 do 15:30. Uwazajcie na to i postarajcie sie tak przyjechac do Piacenzy, zeby moc obejrzec kopule katedralna z malowidlami Guercina i sredniowieczne freski. Gdyby Wam sie to udalo (lub widzieliscie wnetrze katedry juz dawniej przy innej okazji) napiszcie o swoich wrazeniach w komentarzach!

Poza tym w Piacenzy (jak w kazdym innym wloskim miescie) jest jeszcze Museo Civico z bogatymi zbiorami obrazow i rzezb. Jego ozdoba jest "Madonna z Dzieciatkiem i sw. Janem Chrzcicielem" Boticellego. W muzeum znajduje sie takze zbrojownia i dzial archeologiczny. My zamiast isc do muzeum wolelismy przechadzac sie po uliczkach starego miasta, wiec nie wiemy, czy muzeum naprawde jest warte zobaczenia. Ocencie sami! Z naszych spacerow uliczkami Piacenzy pozostalo nam w pamieci prawdziwe sgraffito (technika tynkowania, o ktorej slyszelismy na historii sztuki, a ktorej wersje "udawana" widzielismy w Krakowie). 


No i to tyle:) Piacenza, choc urocza, nie jest zbyt zajmujaca i mozna ja zwiedzic w jeden poranek. Jest jednak swietna baza wypadowa w inne miejsca, ktore, jesli wierzyc folderom z informacji turystycznej w Piacenzy (uwaga! zamknieta w poniedzialki - wtedy o mape miasta i podstawowe informacje pytajcie w Palazzo del Comune) sa naprawde godne uwagi. Szczegolnie polecane w przewodnikach i folderkach 4 doliny: Val d'Arda, Valnure, Valtrebbia i Valtidone

Val d'Arda jest ponoc ciekawa ze wzgledu na rozne pozostalosci historyczne i geologiczne takie jak Parco fluviale dello Stirone (Park rzeczny Stirone) czy  Museo Geologico di Castell'Arquato (Muzeum Geologiczne). Samo Castell'Arquato, sredniowieczne miasteczko z Palazzo Pretorio z roku 400 i z kolegiata z XII wieku wydaje sie byc kuszace, podobnie jak Vigolo Marchese - wioska na wzgorzu z kosciolem romanskim z XI wieku. W Val d'Arda warto pojechac tez do Vigoleno, nazywanego perelka architektoniczna, miasteczka polozonego na wysokosci 357 metrow z XII-wiecznym zamkiem. Jesli chodzi o pozostalosci rzymskie, turystow przyciaga tez Valeia - pozostalosci miasta rzymskiego z I-IV wieku. Valnure slynie z kolei z Grazzano Visconti - miasteczka wybudowanego w 900 roku, swietnie zachowanym do dzis. Valtrebia jest znana nie tylko z pieknych pejzazy, ale takze z osrodka artystycznego Bobbio, gdzie w sredniowieczu znajdowalo sie opactwo benedyktynskie. Przewodniki polecaja tez uwadze turystow zamki Rivalta, di Statto i di Montechiaro. Ostatnia z dolin: Valtidone, slynie z licznych zamkow, takich jak np. Rocca d'Olgisio.

W Piacenzy bylismy i mozemy z cala pewnoscia powiedziec, ze jest bardzo ladnym miasteczkiem, ktore zwiedza sie z przyjemnoscia. Co do okolic, niestety jeszcze ich nie zwiedzilismy i mozemy sie opierac tylko na tym, co jest napisane w  przewodnikach. Moze Wy wiecie na ten temat cos wiecej i mozecie podzielic sie swoimi doswiadczeniami? Piacenza vi piace?


piątek, 25 marca 2011

11.03.25 Cichy chaos

Zalet mieszkania w Turynie jest mnostwo, co staramy sie pokazac na naszym blogu. Jedna z nich jest system bibliotek miejskich, do ktorych mozna sie zapisac bezplatnie, okazujac jedynie swoj dowod osobisty. 

Laminowana karta, ktora sie w efekcie dostaje sluzy do wypozyczania ksiazek, gazet, plyt z muzyka i filmami w calej sieci turynskich bibliotek miejskich, ktorych jest calkiem sporo. W kazdej bibliotece mozna wypozyczyc 6 ksiazek na 30 dni, 3 gazety i 3 plyty audio lub dvd na tydzien. Jesli spoznimy sie ze zwrotem, nasze konto jest blokowane na tyle dni, ile trwalo spoznienie. Ale jest na to sposob! Systemy informatyczne bibliotek turynskich nie sa polaczone. Oznacza to, ze nawet jesli jestesmy zawieszeni w jednej z nich, spokojnie mozemy wypozyczac z innej:) Jest to czasem bardzo przydatne:) Oto strona z katalogiem bibliotek miejskich.

Caly ten wstep po to, aby pokazac, ze mieszkajac za granica warto korzystac z darmowych mozliwosci poznawania jego kultury. Nie tylko kupowac ksiazki czy przewodniki, ale takze je wypozyczac. Nie tylko kupowac plyty, ale sluchac tych wypozyczonych. Nie tylko chodzic do kina, ale tez wypozyczac filmy z biblioteki. W ten sposob mozna poznac duzo wiecej (bo ograniczenia portfela nie sa tu ograniczeniem), a jesli dane dzielo nie trafia w nasze gusta, mozna je po prostu oddac.

Dzieki turynkiej bibliotece obejrzelismy ostatnio godny polecenia film Caos calmo (Cichy chaos) z 2008 roku z Nanni Morettim (znanym chociazby z filmu "Pokoj syna") w roli glownej. Tematyka jest nieco zblizona do tej z "Pokoju syna", bo tez chodzi o zalobe po stracie bliskiej osoby. 

Glowny bohater, Pietro, nagle zostaje wdowcem. Do tego nie ma go u boku zony gdy ta nagle umiera, bo w tym czasie ratuje inna kobiete przed utonieciem. Dotychczas zaganiany producent filmowy pracujacy w korporacji wlosko-francuskiej postanawia sie zatrzymac i poswiecic wiecej czasu swojej 10-letniej corce Claudii. Doslownie. Decyduje sie spedzac cale dnie pod jej szkola czekajac na nia, obserwujac swiat i ludzi, myslac o swoim zyciu. Na lawce pod szkola odwiedzaja go przyjaciele, wspolnicy, szef. Przychodza, zeby dodac mu otuchy, ale w rzeczywistosci po to, by mu opowiedziec o swoich problemach. Pietro patrzy na ten chaos troche z boku, pozostaje cichy w tym chaosie, bardzo refleksyjny.




Film jest bardzo spokojny i, pomimo powaznego tematu, nie ma w nim zadnego nadecia. Wiekszosc scen przypomina sceny w teatrze. Przysluchujemy sie dialogom osob na lawce, a w tle rozgrywa sie chaotyczna codziennosc. Patrzenie na odradzajacy sie z chaosu swiat Pietra nie nudzi, ale uspokaja, sklania do refleksji i sprawia przyjemnosc.

Sa tez i akcenty polskie. Pierwszy to "dziewczyna z psem" grana przez Kasie Smutniak, ktora wystepuje w wielu wloskich filmach. Drugi to zaskakujacy epizod... Romana Polanskiego, ktory pojawia sie w filmie na krotka chwile.

Czy po polsku, czy po wlosku, zdecydowanie polecamy!


czwartek, 24 marca 2011

11.03.24 Karnawalowe specjaly, bo we Wloszech karnawalowo jest caly rok :)

Przez nasze wiosenne wakacje przesunal sie nam bardzo w czasie ostatkowy post! Nic jednak straconego, bo we Wloszech caly czas panuje swiateczna atmosfera, zwiazana pewnie z obchodami Unità, wiec jedzenie lakoci jest tu ciaagle jak najbardziej na miejscu. Poza tym, obchody karnawalu zaczynaja sie tu tak naprawde... na koniec karnawalu:) Przewaznie w ostatni karnawalowy weekend odbywaja sie huczne parady, festy czy bitwy na pomarancze;) Przez caly karnawal, ba, nawet w okresie Tlustego Czwartku (polskiego, na zachodzie obchodzi sie bowiem przewaznie Martedi Grasso czy Mardi Gras - Tlusty Wtorek przypadajacy w polskie Ostatki), nie moglismy za bardzo kupic karnawalowych specjalow. Fakt, dostepne byly w okresie karnawalu w wielu miejscach le bugie - faworki i to nie tylko smazone, ale takze infornate - z pieca, lub ripiene - nadziewane nutella lub dzemem, co dla nas bylo nowoscia i stanowilo egzotyczna odmiane polskich faworkow. 

W Tlusty Cwartek polowalismy jednak przede wszystkim na bamboloni - paczki. Fakt, znalezlismy je, ale co sie one maja do polskich paczkow z rozana konfitura i polewanych lukrem? Niewiele. Paczki sa tu owszem smaczne, ale przypominaja bardziej takie paczki, ktore w Polsce mozna kupic przewaznie w duzych pudelkach po kilka sztuk w marketach. Takie jasne paczki z nadzieniem i cukrem pudrem. Sami przyznacie, ze do Bliklego porownac sie ich nie da. 


Skupilismy sie jednak przede wszystkim na szukaniu wloskiego karnawalowego specjalu - zeppole.  Te wystepuja pod dwiema postaciami - moga byc classiche albo di San Giuseppe. Classiche to nic innego jak paczki-obwazanki posypane cukrem i bez nadzienia. 

Zeppola di San Giuseppe to typowe dla Poludnia ciastko wypiekane na 19 marca z okazji Dnia Ojca (takze Dnie Mamy i Taty nie pokrywaja sie w Europie zachodniej z polskimi). Jako ze te classiche sa takie troche postne, zeppole di San Giuseppe je sie w calych Wloszech tez w okresie Martedi Grasso (podobno mieszkancy-szczesciarze Neapolu jedza je calutki rok!!!). Jest to pochodna francuskich choux - ptysiow, nazywanych w Neapolu "sciù" lub tez "bignè".  Przypominaja one rzeczywiscie bardzo polskie ptysie. Nadziewane sa jednak nie bita smietana, a waniliowo-budyniowym kremem typu napoleonkowego i to polaczenie sprawia, ze sa.... wyborne.... Z reszta, przekonajcie sie sami! (przepis znaleziony w sieci, na tej stronie). 

Do przygotowania ciasta potrzebujecie 300 ml wody, 225 g maki, 140 g masla, 350 g jajek. W garnku gotujecie wode z maslem i szczypta soli. Jak juz sie wszystko rozpusci zmniejszacie gaz i wsypujecie na ta preparazione make i bardzo energicznie mieszacie dotad, az ciasto nie bedzie sie juz przyklejac do scianek garnka. Gdy ciasto ostygnie, trzeba je z miksowac z jajkami a potem (najlepiej za pomoca rekawa z fantazyjna koncowka) od razu na formie wylozonej papierem do ciasta uformowac z niego okregi wielkosci ptysiow. Piec ok 20-25 min. w temp. 200°C. 

W miedzyczasie mozecie przygotowac ten pyszny krem. Potrzebujecie pol litra mleka, wanilie - cukier, laske wanilii lub olejek waniliowy, 4 zoltka, 50 g maki i 120 g cukru. Cukier ucieracie z zoltkami, gdy juz beda dobrze ubite dosypujecie do nich make i dalej miksujecie. Gotujecie mleko z wanilia. Studzicie, potem dodajecie do niego utarte jajka z maka i mieszacie az znikna wszystkie grudki. Potem postawcie na malym ogniu i zagotowujac dalej mieszajcie, az zgestnieje. Przykryjcie dobrze i odstawcie, az calkiem wystygnie. 

Na koniec dekorujecie upieczone ptysie kremem i cukrem pudrem. Zeby bylo juz tak calkiem wlosko-zeppolowato na wierzchu kazdej polozcie jeszcze kandyzowana wisnie. Pyyyyychaaaaaa!!!!


środa, 23 marca 2011

11.03.23 Izolacja na wesolo

Dzis kolejna odslona naszego cyklu zjednoczeniowego, w ktorej zawitamy (niestety wylacznie wirtualnie) na Sardynie. Jest to region niezwykly, bo autonomiczny. Konstytucja wloska zapewnia mu autonomie administracyjna i kulturalna ze wzgledu na wyjatkowosc etniczna i jezykowa. 
Angielski pisarz David Herbert Lawrence pisal o Sardynii, ze jest jedyna w swoim rodzaju. "Te inspirujace przestrzenie, te dystanse do pokonania. Sardynia to nieskonczonosc. Wolnosc sama w sobie". (D. H. Lawrence,"Da mare a Sardegna", 1921). Region ten polozony jest na drugiej co do wielkosci wyspie Morza Srodziemnego.

O swoim regionie opowie nam dzisiaj Antonello.


E&M: Co wedlug Ciebie odroznia Sardynie od innnych regionow?

Sardynczycy! (smiech). Ich mentalnosc. Przywiazanie do wlasnej ziemi. No i przede wszystkim morze. Pewnie myslisz, ze wiele regionow Wloch ma dostep do morza. Ma. Ale nasze wybrzeza sa najpiekniejsze. Dowod? Nawet mieszkancy Ligurii jezdza nad nasze morze!

E&MJakie dania sa typowe dla Sardynii?

Najbardziej typowa i znana potrawa naszej kuchni jest porcetto czy inaczej porceddu czyli prosiak. Aby ja przygotowac, potrzebny jest prosiaczek i rozen. Przed upieczeniem naciera sie prosiaka przyprawami i tak pozostawia przez kilka godzin. A potem piecze na roznie. Wazne, zeby prosiak byl naprawde mlody, taki do 5 kilo. 
Innym pysznym daniem jest pecora bollita czyli gotowana owca z warzywami. No i nie mozna zapomniec o homarze po katalonsku (aragosta alla catalana). Jesli chcecie miec przepisy na te pysznosci, musicie poprosic moja mame. Swietnie gotuje!

E&MGdzie absolutnie trzeba pojechac bedac na Sardynii?

Przede wszystkim nalezy korzystac z przepieknego morza i wspanialych plaz. Pojechac np. do Stintino albo do Golfo di Orosei lezacym w parku naturalnym o tej samej nazwie. Jesli chcecie pozwiedzac, polecam Alghero, miasteczko katalanskie z XII wieku z przeslicznym centrum historycznym. Warto tez pojechac do Cagliari - polozonej na 7 wzgorzach stolicy Sardynii. Zwiedzajac, zwracajcie uwage na slynne murales, malowidla na scianach domow przedstawiajace rzezimieszkow w sposob bardzo romantyczny. 

(Jesli chcecie zobaczyc murales juz teraz, wejdzcie na te strone im poswiecona.)

E&MKto znany urodzil sie w Sardynii?


Ja! (smiech). A tak serio, to na przyklad Gramsci, zalozyciel Wloskiej Partii Komunistycznej. Francesco Cossiga - byly premier i prezydent Wloch. Gianfranco Zola (nie mylic z Emilem:), pilkarz, gral m.in. w Chelsea i prowadzil West Ham United. A, i jeszcze Elisabetta Canalis, obecna partnerka Gearge'a Clooneya!



E&M: Jacy sa mieszkancy Sardynii? Co jest w dobrym tonie, gdy ktos z tego regionu zaprasza nas do domu?


Prawde mowiac Sardynczycy sa zamknieci i troche sie izoluja. Taka natura wyspiarzy... Takze lepiej z nich nie zartowac...:) Ale jednoczesnie sa bardzo bardzo goscinni i gdy juz cie zaprosza do siebie, mozesz byc pewien, ze nie wydasz ani centyma! A stol zawsze bedzie sie uginal. 

wtorek, 22 marca 2011

11.03.22 Swięto święto, a po święcie???

Jestesmy juz znow w Turynie! Dobrze wrocic do domu (rocznego, bo rocznego, ale zawsze domu:) po dlugiej podrozy. Nawet jesli podroz do Anglii byla absolutnie fenomenalna i dostarczyla nam ogromnie duzo wrazen.Teraz wracamy do wloskiej codziennosci i do codziennego pisania bloga:)

Dzis poszlismy na maly spacer po miescie, zeby nadrobic zaleglosci. Bo 17 marca, kiedy w Turynie swietowano 150 rocznice zjednoczenia Wloch my bylismy w Londynie, gdzie swietowano dzien Sw. Patryka. Tak wiec dopiero dzisiaj moglismy podziwiac sposob, w jaki miasto przygotowalo sie do narodowego, a w duzej mierze turynskiego swieta.



Przede wszystkim krajobraz miasta znaczony jest ogromna iloscia wloskich flag wywieszonych z balkonow. Na niektorych balkonach powiewaja 2, a nawet 3 flagi. Mozna je kupic w wielu sklepach, dzisiaj jakas mloda Wloszka kupowala flage w papierniczym. 


Co ciekawe, Turyn wydaje sie byc w kwestii obchodow zjednoczenia naprawde wyjatkowy. Malgorzata Matyjaszczyk pisala na swoim blogu, ze z trudem zebrala przyklady obchodow zjednoczenia we Florencji, pomimo, ze ta byla przeciez druga (zaraz po Turynie) stolica Wloch. Podobne wrazenie mielismy, gdy przed wyjazdem do Anglii odwiedzilismy Mediolan. Zaskoczylo nas, ze 11 marca, 6 dni przed swietem, nie bylo jeszcze widac przygotowan do swieta, podczas gdy w Turynie mozna bylo juz poczuc swiateczna atmosfere i zobaczyc, ze wszyscy: mieszkancy, wladze miasta i wlasciciele sklepow przygotowuja sie do czego waznego. Zielen, biel i czerwien juz wtedy krolowala w Turynie. Brak widocznych znakow przygotowan do obchodow zjednoczenia w Mediolanie mozna chyba wytlumaczyc na dwa sposoby. Po pierwsze, najbogatsze miasto polnocy nie jest moze az tak jak Turyn dumne czy szczesliwe z powodu zjednoczenia z "dzikim" poludniem. Po drugie, to w Mediolanie popularna jest Liga Nord nawolujaca do separacji Padanii (polnocy) od poludnia.


Tak wiec mamy ogromne szczescie, ze mieszkamy w Turynie wlasnie w tym rocznicowym roku, bo naprawde jest co obserwowac! Kazdy sklep, kazda kawiarniaczy inny punkt uslugowy ozdobil swoja wystawe co najmniej naklejka z logiem obchodow 150 zjednoczenia. Ale wiekszosc na tym nie poprzestala! Wlasciciel pobliskiej pralni (!) zrobil specjalna zjednoczeniowa wystawe, ktora mozecie podziwiac ponizej i byl bardzo dumny, gdy dzis robilismy tej wystawie zdjecie. 


United Colors of Benetton, wloska marka odziezowa, ozdobila swoja wystawe manekinem ubranym w barwy zjednoczonych Wloch. Wystawy sa zreszta dekorowane w barwach Wloch takze za pomoca prezentowanych towarow np. zielone, biale i czerwone torebki, okulary, czekoladki itp. sa ustawiane obok siebie. tak, ze przypominaja flage Wloch. Jubilerzy przygotowali trojkolorowe kolczyki i naszyjniki, wydano specjalne pocztowki, magnesy, kubki i co byscie jeszcze chcieli z bohaterami zjednoczenia... Nawet cukier w kawiarniach jest nagle dostepny w zielono-bialo-czerwonych saszetkach! Calosc mozna spokojnie porownac do goraczki panujacej w Londynie przed slubem Williama i Kate, gdzie podobizny narzeczonych zdobia wszystkie mozliwe pamiatki. Turyn ma swoje (narodowe) swieto, z ktorego jest bardzo dumny! Pierwsza stolica Wloch, miasto Cavoura, Garibaldiego i Vittorio Emmanuele II jest dzis chyba najbardziej widoczne na mapie Wloch "zjednoczeniowych".


Przed nami goracy okres korzystania ze zjednoczeniowych wystaw. Na pewno zwiedzimy otwarte 17 marca po remoncie Museo di Risorgimento czy palac Sabaudow Venaria Reale, w ktorej takze przygotowano cos wyjatkowego, bo jak glosza slogany na plakatach "Italia sarà qui" (Wlochy beda tam). Mozecie liczyc na relacje z naszych wycieczek, a jesli chcecie zobaczyc wyjatkowe turynskie obchody rocznicy zjednoczenia na wlasne oczy, to macie czas do listopada, bo tyle one potrwaja:)



piątek, 11 marca 2011

11.03.11 Alpejskie wspomnienia


Drodzy! Dzielimy sie dzis z wami przepieknymi alpejskimi widokami z  Valle d'Aosta, musicie tam kiedys pojechac! Cos nie do opisania!




Tym milym akcentem zegnamy sie z Wami na ponad tydzien - jedziemy na male wakacje :) Odezwiemy sie w nastepny wtorek! Zabierzemy Was do Piacenzy, Pinacotechi Brera i kosciola Sant'Ambrogio w Mediolanie, opowiemy o karnawalowych wloskich pysznosciach, pokazemy piemonckie zamki, nowoczesny Turyn i jego lokale. W ramach cyklu zjednoczeniowego wybierzemy sie na Sardynie!

PS Sprecyzowaly sie juz nasze plany wakacyjne! W czerwcu przez miesiac bedziemy zwiedzac razem Rzym, w lipcu Toskanie, Wenecje Euganejska i Trydent! Dostalismy stypendium na projekt jezykowo-kulturalny - hip hip hurra! A presto!



czwartek, 10 marca 2011

11.03.10 Pomaranczowa rewolucja

Dzis wracamy do poniedzialkowej zagadki. Niestety nikt nie dal sie nabrac i nie napisal, ze chodzilo o targ pomaranczy:) Kinga odpowiedziala poprawnie w rekordowym tempie. Wielkie gratulacje dla niej! Zdjecia zostaly rzeczywiscie zrobione podczas karnawalu w Ivrei, gdzie pojechalismy w ubiegla niedziele, zeby przyjrzec sie slynnej bitwie na pomarancze:)


Bitwa na pomarancze to moment kulminacyjny karnawalu w Ivrei, wydarzenie wyjatkowe i znane nawet poza granicami Wloch. Bitwe tocza ze soba dwie grupy ludzi. Pierwsza, bardzo liczna grupa symbolizuje lud Ivrei, uzbrojony w pomarancze, ale pozbawiony jakiejkolwiek ochrony. Ubrani w tradycyjne stroje nie maja zadnych kaskow czy kamizelek pomaranczoodpornych. Druga grupa jest duzo mniej liczna.




Ci ludzie jada na wozach ciagnietych przez konie i rzucaja w tlum pomaranczami. Jadacy na wozach reprezentuja moznych, przeciwko ktorym buntuje sie tlum. W przeciwienstwie do "plebsu" "mozni" sa ubrani w "zbroje" przypominajace stroje amerykanskich rugbistow i w maski. To wszystko ma ich chronic przed uderzeniami pomaranczy. Gapie identyfikujacy sie z "pomaranczowa rewolucja" moga kupic czerwone czapki w ksztalcie skarpety, ktore symbolizuja umilowanie wolnosci i poparcie dla rewolty ludu.



Za wejscie do historycznego centrum Ivrei po to, by ogladac bitwe trzeba zaplacic 7 euro (naszym zdaniem duzo za duzo), chyba, ze nosi sie stroj oznaczajacy przynaleznosc do jednej z walczacych grup. My takiego stroju nie mielismy, bo chcielismy tylko popatrzec, wiec zostalismy zatrzymani przez straznikow pilnujacych wejscia do starej czesci miasta. Na szczescie chwile wczesniej poznalismy pare Wlochow z Ivrei w strojach karnawalowych i w humorach wskazujacych na to, ze nieprzerwanie swietuja co najmniej od poprzedniego wieczoru. I nasz nowy znajomy wynegocjowal dla naszej trojki darmowe wejscie, no bo przeciez "jestesmy z nim" i "jestesmy jego przyjaciolmi". Dzieki tej przyjazni zaoszczedzilismy po 7 euro na glowe i udalismy sie jeszcze czystymi ulicami starego miasta na glowny plac, gdzie niedlugo miala zaczac sie bitwa...


Na placu tlum, na srodku ludzie przebrani w stroje karnawalowe rozgrzewali sie juz do walki. Rozgrzewka to dosc osobliwa, bo polega na tym, ze w malych grupkach jedna osoba wychodzi na srodek, a reszta znajomych w nia rzuca pomaranczami i wyciska sok na wlosy. W koncu trzeba sie powoli szykowac na cialo klejace sie od soku, szczypianie w oczy, posklejane wlosy... Napiecie rosnie, gapie chowaja sie za specjalna siatka  ktora rozciagnieta jest wzdluz fasad budynkow i chroni jednoczesnie fasady i ludzi. Robi sie coraz tloczniej. 




I wreszcie sa! Na plac wjezdza pierwszy woz zaprzezony w udekorowane konie i natychmiast sypie sie na niego grad pomaranczy. Ludzie na wozie nie pozostaja dluzni napastnikom i toczy sie naprawde zawzieta walka. Woz rusza, zatrzymuje sie w kolejnym miejscu, scenariusz sie powtarza. Wozow jest cale mnostwo, rozdeptanych pomaranczy coraz wiecej, w powietrzu unosi sie zapach pomaranczy...



Po jakis 40 minutach zaczyna nam sie powoli nudzic, chyba osiagnelismy juz pulap ciekawosci. No bo w sumie jak dlugo mozna patrzec na ludzi, ktorzy naparzaja sie pomaranczami? :) Dolaczamy do korowodu ludzi wychodzacych zza siatki, uwazajac, zeby wpasowac sie pomiedzy jeden woz a drugi i nie dostac przy tym pomarancza. Brodzimy w pomaranczach (radzimy nie jechac na karnawal do Ivrei w nowych butach) i w bardzo dobrych humorach opusczamy Ivree. Bo w Ivrei (choc to bardzo przjemne miasteczko), nie ma wlasciwie nic poza karnawalem i bitwa pomaranczy. Dlatego warto tam pojechac na to konkretne wydarzenie.




środa, 9 marca 2011

11.03.09 Festa della donna

Dzis mielismy pisac o naszych wrazeniach z karnawalu w Ivrei, ale z uwagi na wczorajsze swieto postanowilismy najpierw opowiedziec o tym jak we Wloszech obchodzi sie Dzien Kobiet.

Juz 7 marca zauwazylismy, ze uliczni sprzedawcy kwiatow zamiast zwyczajowych nareczy roz maja w rekach jakies zolte kwiaty przypominajace forsycje. Nie wydaly nam sie zbyt ladne, wiec myslelismy, ze to moze tylko ci sprzedawcy wciskaja ludziom jakies badyle. Ku naszemu zaskoczeniu wczoraj cale Wlochy pokryly sie zoltym kolorem, bo wszedzie mezczyzni kupowali dla swoich kobiet mimosy - tradycyjne kwiaty na Dzien Kobiet! 

zrodlo: ccissicilia.it

Czy wiecie dlaczego Dzien Kobiet wypada 8 marca? Jest to upamietnienie wydarzen z 8 marca 1906 roku. Pracownice zakladu tekstylnego Cotton w Nowym Yorku strajkowaly, walczac o godne warunki pracy. Wsciekly wlasciciel zabarykadowal wejscie do fabryki i uwiezil w niej kobiety, a potem fabryke podpalil. Zginelo 129 kobiet. Roza Luksemburg zaproponowala ustanowienie tej daty Dniem Kobiet, zeby stal sie symbolem dazenia kobiet do rownouprawnienia.

Mimosa jest symbolem Dnia Kobiet we Wloszech. W 1946 roku Unione donne italiane (Unia wloskich kobiet) przygotowywala sie do obchodow 8 marca. Szukano kwiata, ktory moglby to swieto uswietnic. Wybor padl na mimose, bo wlasnie wtedy kwitla i byla dosc tania. 

Jesli chcecie sprawic kobiecie wloska przyjemnosc z okazji Dnia Kobiet, mozecie pojsc o krok dalej i nie tylko wreczyc mimose, ale takze przygotowac spaghetti alla mimosa!

Oto przepis, ktory znalazlam na blogu kulinarnym cosacucino.myblog.it.

2 jajka
2 pory
lyzeczka curry
lyzka pietruszki
ocet
60 g masla
sol i pieprz

zrodlo: cosacucino.myblog.it
Ugotuj jajka na twardo w wodzie z odrobina octu. Oddziel zoltka od bialek. Zoltka przesiej przez durszlak - w ten sposob uzyskasz czastki podobne do kwiatkow mimozy! W czasie gotowania makaronu posiekaj drobno pora i podsmaz go na masle. Podlewaj smazacego sie pora co jakis czas woda z gotujacego sie makaronu. 

Odcedz makaron i dorzuc do porow. Dodaj do nich takze posiekane bialko i curry rozrobione z woda z makaronu. Pozostaw na minute. Nastepnie naloz na talerze, posyp zoltkiem à la mimosa i pietruszka. No i nie zapomnij o parmezanie! Proste? No jasne!