Przez nasze wiosenne wakacje przesunal sie nam bardzo w czasie ostatkowy post! Nic jednak straconego, bo we Wloszech caly czas panuje swiateczna atmosfera, zwiazana pewnie z obchodami Unità, wiec jedzenie lakoci jest tu ciaagle jak najbardziej na miejscu. Poza tym, obchody karnawalu zaczynaja sie tu tak naprawde... na koniec karnawalu:) Przewaznie w ostatni karnawalowy weekend odbywaja sie huczne parady, festy czy bitwy na pomarancze;) Przez caly karnawal, ba, nawet w okresie Tlustego Czwartku (polskiego, na zachodzie obchodzi sie bowiem przewaznie Martedi Grasso czy Mardi Gras - Tlusty Wtorek przypadajacy w polskie Ostatki), nie moglismy za bardzo kupic karnawalowych specjalow. Fakt, dostepne byly w okresie karnawalu w wielu miejscach le bugie - faworki i to nie tylko smazone, ale takze infornate - z pieca, lub ripiene - nadziewane nutella lub dzemem, co dla nas bylo nowoscia i stanowilo egzotyczna odmiane polskich faworkow.
W Tlusty Cwartek polowalismy jednak przede wszystkim na bamboloni - paczki. Fakt, znalezlismy je, ale co sie one maja do polskich paczkow z rozana konfitura i polewanych lukrem? Niewiele. Paczki sa tu owszem smaczne, ale przypominaja bardziej takie paczki, ktore w Polsce mozna kupic przewaznie w duzych pudelkach po kilka sztuk w marketach. Takie jasne paczki z nadzieniem i cukrem pudrem. Sami przyznacie, ze do Bliklego porownac sie ich nie da.
Skupilismy sie jednak przede wszystkim na szukaniu wloskiego karnawalowego specjalu - zeppole. Te wystepuja pod dwiema postaciami - moga byc classiche albo di San Giuseppe. Classiche to nic innego jak paczki-obwazanki posypane cukrem i bez nadzienia.
Zeppola di San Giuseppe to typowe dla Poludnia ciastko wypiekane na 19 marca z okazji Dnia Ojca (takze Dnie Mamy i Taty nie pokrywaja sie w Europie zachodniej z polskimi). Jako ze te classiche sa takie troche postne, zeppole di San Giuseppe je sie w calych Wloszech tez w okresie Martedi Grasso (podobno mieszkancy-szczesciarze Neapolu jedza je calutki rok!!!). Jest to pochodna francuskich choux - ptysiow, nazywanych w Neapolu "sciù" lub tez "bignè". Przypominaja one rzeczywiscie bardzo polskie ptysie. Nadziewane sa jednak nie bita smietana, a waniliowo-budyniowym kremem typu napoleonkowego i to polaczenie sprawia, ze sa.... wyborne.... Z reszta, przekonajcie sie sami! (przepis znaleziony w sieci, na tej stronie).
Do przygotowania ciasta potrzebujecie 300 ml wody, 225 g maki, 140 g masla, 350 g jajek. W garnku gotujecie wode z maslem i szczypta soli. Jak juz sie wszystko rozpusci zmniejszacie gaz i wsypujecie na ta preparazione make i bardzo energicznie mieszacie dotad, az ciasto nie bedzie sie juz przyklejac do scianek garnka. Gdy ciasto ostygnie, trzeba je z miksowac z jajkami a potem (najlepiej za pomoca rekawa z fantazyjna koncowka) od razu na formie wylozonej papierem do ciasta uformowac z niego okregi wielkosci ptysiow. Piec ok 20-25 min. w temp. 200°C.
W miedzyczasie mozecie przygotowac ten pyszny krem. Potrzebujecie pol litra mleka, wanilie - cukier, laske wanilii lub olejek waniliowy, 4 zoltka, 50 g maki i 120 g cukru. Cukier ucieracie z zoltkami, gdy juz beda dobrze ubite dosypujecie do nich make i dalej miksujecie. Gotujecie mleko z wanilia. Studzicie, potem dodajecie do niego utarte jajka z maka i mieszacie az znikna wszystkie grudki. Potem postawcie na malym ogniu i zagotowujac dalej mieszajcie, az zgestnieje. Przykryjcie dobrze i odstawcie, az calkiem wystygnie.
Na koniec dekorujecie upieczone ptysie kremem i cukrem pudrem. Zeby bylo juz tak calkiem wlosko-zeppolowato na wierzchu kazdej polozcie jeszcze kandyzowana wisnie. Pyyyyychaaaaaa!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz