Po niezapomnianym roku we Włoszech - na Erasmusie w Turynie - kontynuujemy naszą przygodę z blogiem. Zapraszamy do naszego portalu poświęconego kulturze i językowi Włoch oraz podróżowaniu po Italii
Mamy święta! W zeszłym roku z tej okazji pisaliśmy o panettone – bożonarodzeniowej babce. W tym roku słów kilka o innym charakterystycznym elemencie Bożego Narodzenia we Włoszech: Cinepanettone!
Cinepanettone to słowo oznaczające włoskie filmy komediowe przeznaczone na ekrany kin właśnie w okresie Bożego Narodzenia. Jak się łatwo domyślić, ten neologizm pochodzi od panettone – włoskiej babki obecnej na każdym bożonarodzeniowym stole. Początkowo oznaczał bożonarodzeniowe komedie duetu Boldi-De Sica, charakteryzujące się powtarzającymi się wątkami, dość tanim humorem oraz ogromnymi wpływami ze sprzedaży biletów. Było to więc określenie łagodnie mówiąc negatywne. Z czasem ta negatywna konotacja gdzieś się zagubiła i dziś nawet sami reżyserzy określają tym mianem swoje filmy i liczą na pobicie rekordu wpływów z biletów...
Dla porównania, o komediach letnich mówi się cinemacocomero czyli kino arbuzowe... Przyznacie, że Włosi umieją znaleźć nazwę na wszystko;)
Tegoroczne cinepanettone to „Vacanze di Natale – Cortina“ autorstwa Neri Parenti e Luigi De Laurentiis. Jest to nawiązanie do filmu „Vacanze di Natale“ Carlo Vanzina z 1980 roku, który zarobił miliardy. Oba filmy łączy Christian de Sica, który w obu przypadkach gra główne role. Film opowiada historie kilku par, które spędzają święta w Cortinie w Dolomitach. To świeżutkie cinepanettone (w kinach od 16 grudnia), więc jeszcze go nie skosztowaliśmy;) Podobno jest wiele gagów, pytanie czy śmiesznych...
Zbliżają się Święta, okres związany w Polsce przede wszystkim chyba z przygotowaniami kulinarnymi. Dla nas jest to pretekst do tego, by zastanowić się nad przyzwyczajeniami kulinarnymi Włochów. Otóż, jak nam się wydaje, jesteśmy do siebie trochę podobni.
Podobnie jak dla Polacy, Włosi traktują czas spożywania del cibo - jedzenia - jako czas, który należy spędzić z bliskimi – rodziną lub przyjaciółmi. Poza tym, pomimo że Polakom kuchnia włoska wydaje się dość egzotyczna, Włosi tak samo jak Polacy lubią jeść tradycyjnie – po swojemu.
Włosi znani są i dumni z ich caffè, ale jeśli się nad tym dobrze zastanowić i w tej kwestii trochę jesteśmy do siebie podobni. Fakt, jeśli chodzi o śniadanie – w przypadku Włochów caffè lub cappuccino z un cornetto, często al bar, nie do końca się zgadzamy. Ale Polacy często przecież rano pija właśnie kawę. Podobnie do Włochów często przecież zapraszamy się na kawę lub ja proponujemy gościom. We Włoszech jest to właśnie bardzo dobrze widziane – zaproponować gościom il caffè.
Włosi traktują obiad jako pasto principale della giornata - główny posiłek dnia. Nawet w dni robocze wielu Włochów wraca na obiad do domu, ale często też, zwłaszcza w dużych miastach, il pranzo je się w restauracji. Typowy obiad składa się jednak z primo piatto (nie jest to jednak zupa a makaron), secondo piatto – na bazie ryb lub mięsa z contorno (warzywa) i un dolce – słodkim deserem lub la frutta – owocami. Na koniec serwuje się oczywiście il café. Ostatnio jednak, znów zwłaszcza w dużych miastach, rozwinęła się moda na jedzenie primo lub secondo z caffè – pewnie zmusiła Włochów do tego rzeczywistość: tempo życia, wysokie koszty pełnego menu w restauracjach lub brak czasu na 4 godzinne sjesty… Włosi nie zrezygnowali jednak z tradycyjnego spędzania niedziel, kiedy dalej gromadzą się na wielopokoleniowe obiady na których często przygotowuje się tradycyjne danie z città di appartenenza - miasta pochodzenia.
Miedzy obiadem i kolacja, zwłaszcza jeśli ten pierwszy był jednodaniowy, coraz modniejsze jest fare uno spuntino – przegryźć coś na ząb miedzy posiłkami. Przed kolacją albo czasem zamiast kolacji – zwłaszcza w Północnych Włoszech, o czym już pisaliśmy, bardzo modne jest we Włoszech aperitivo. Często jest to pretekst spotkania w cztery oczy lub całą grupą, żeby przy lampce wina i małymi porcjami jedzenia - stuzzichinipogadać – fare due chiacchiere. Kolacje je się przeważnie około 20.00, na południu nawet ok. 21.00-21.30. Coraz bardziej jest ona organizowana według personalnych przyzwyczajeń i potrzeb związanych z tym, jak wyglądają wcześniejsze posiłki. Klasyczna włoska kolacja jest lżejsza niż obiad, często właśnie wtedy je się zupę a poza tym dania warzywne, sery i owoce w towarzystwie dobrego wina.
A Wy co myślicie o włoskich przyzwyczajeniach jedzeniowych? Uważacie, ze Polacy sa do Włochów troch podobni czy absolutnie nie?
(nasz post nie ma na celu zdenerwowania Czytelnika, zwłaszcza z Polski...)
Takiego listopada/początku grudnia jeszcze nie mieliśmy: 20 stopni, krótki rękawek, japonki (!), totalny luz bluz i przyjemne rozluźnienie mięśni. Wyjechaliśmy na dwa dni a mieliśmy wrażenie jakbyśmy wracali z tygodniowego urlopu. Było cudnie.
Jak się okazało na miejscu, w nicejskim Forum d’Urbanisme et d’Architecture zorganizowana została wystawa poświęcona Nicei i Turynowi. Około 40-tka zdjęć ukazywała o głębokie relacje, jakie łączą te dwa miasta. Rozdarte łańcuchem Alp, granicą między Włochami i Francją po tym jak Nicea z Côte d’Azur poświęcona została w 1860 r. w imię Zjednoczenia Włoch i oddana Francuzom.
Podczas gdy Hrabstwo Nicejskie należało do Królestwa Sardynii i Piemontu obydwa miasta wzajemnie wywierały na siebie wpływ, zwłaszcza jeśli chodzi o ich rozwój urbanistyczny, architekturę i sztukę. Mimo że Nicea leży nad morzem a Turyn kojarzony jest przede wszystkim z Alpami, w każdym z miast znaleźć można bogactwo pokrewnych kolorów, form czy pejzaży…
Wystawa była we wrześniu przedstawiana w Turynie. Chcieliśmy ja Wam polecić, ale niestety trwała tylko do dzisiaj. Nie tylko dlatego, ze została zorganizowana z okazji 150-lecia Zjednoczenia Włoch. Po prostu uważamy, ze taki weekend w Nicei na początku grudnia, ten błękit nieba, pokrywające się odcieniami żółci i czerwieni a pomimo tego wyglądające dalej wakacyjnie, świeżo i motywująco do działania palmy, pojedynczo kwitnące jeszcze róże i lazur morza powinny się należeć każdemu. Taki weekend dodaje tyle energii! A LOT podobno ma do Nicei z Warszawy bezpośrednie połączenia….
Mały klejnotsztuki,kompendiumhistorii, architekturyiprzyrody, skupisko dobrych restauracjii sklepów.I do tego czyste, świeże powietrze! - takie opinie o Cividale del Friuli można przeczytać w internecie. Dlatego gdy tylko nadażyła się okazja, skorzystaliśmy z wakacyjnego pobytu w Gemonie i z grupką znajomych pojechaliśmy do Cividale. Musieliśmy byc nieźle zmotywowani, bo od samego rana strasznie lało, jak to zwykle w lecie w Gemonie. A my na przekór wszystkiemu zamiast zakopać się pod kołderkę pomknęliśmy białą furgonetką na spotkanie klejnotu. I nie zawiedliśmy się!
Cividale to małe miasteczko, na którego zwiedzenie potrzebujecie pół dnia. Ale jak na swoje niewielkie rozmiary ma naprawde sporo do zaoferowania. Przechadzając sie po centrum miasteczka, co krok natknąć się można na zabytki architektury, sztuki i obiekty archeologiczne. Także polecamy mieć oczy szeroko otwarte!
Jednym z miejsc szczególnie polecanych przez przewodniki i turystów jest Tempietto Longobardo czyli świątynia Longobardów z VIII wieku. To jeden z najważniejszych i najlepiej zachowanych śladow tej kultury. Zresztą Tempietto położone jest na szlaku turystycznym "Longobardi in Italia: luoghi del potere" czyli "Longobardowie we Włoszech: ośrodki potęgi", który od czerwca 2011 znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Naszą uwagę przykuły przepiękne freski i rzeźbione stalle, a także przepiękny widok na rzekę.
Warto także wejść do katedry p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (Santa Maria Assunta). Wybudowana w XVI wieku w stylu gotyku weneckiego, stoi na miejscu dużo starszej światyni. Największym skarbem katedry jest Pala di Pellegrino II, arcydzieło włoskiego średniowiecznego złotnictwa. Jeśli ktoś widział Pala d'oro w Bazylice św. Marka w Wenecji, łatwo wyobrazi sobie klejnot Cividale.
Wychodząc z katedry warto wstąpić do muzeumchrześcijańskiego,gdzie można podziwiaćdzieła sztuki sakralnej, takie jaknp. ołtarz wykonany z jednego blokukamieniaIstrii, rzeźbiony w epoce Longobardów.
Ale Cividale to nie tylko muzea! Choćby i padało, polecamy spacer uroczymi uliczkami tego miasteczka! Koniecznie trzeba przejść też przez Diabelski Most (Ponte del Diavolo), symbol miasta. Legenda głosi, że most został zbudowany w ciągu jednej nocy przez diabła, który zawarł pakt z mieszkańcami miasteczka...
A kiedy już nacieszycie się wszystkimi zabytkami Cividale i nogi rozbolą Was od spacerów, koniecznie usiadźcie w miejscowej knajpce i rozkoszujcie się lokalnym przysmakiem. Jakim? O tym w nastepnym odcinku, w ramach Kącika Łakomczucha;)
Mówimy Wam więc "do zobaczenia" po "cividalsku". Ci vidiamo!:)
Historia lubi się powtarzać? Oto po protestach przeciwko Berlusconiemu studenci w Mediolanie protestują przeciwko "rządom bankierów". Przeczytajcie tekst w Rzepie.
Dołączamy się do opinii Fiorelli Mannoi, opublikowanej przez nią na Facebooku: „Po usłyszeniu Travaglio (włoski dziennikarz śledczy z Turynu)można powiedzieć, że Włochy są bezpieczne, zdeponowaliśmy je przecież w banku…. Intesa”. Heh, że też wiedzieliśmy w jakim banku otworzyć konto podczas pobytu w Turynie.
Stało się. Ten, który nie ulegał ani presji protestujacych obywateli ani wymiarowi sprawiedliwości, ustąpił pod wpływem kryzysu gospodarczego.
"Nekrolog" rządu Berlusconiego znaleziony na Facebooku
Silvio Berlusconi podał się w sobotni wieczór do dymisji. Mówi się o wydarzeniu historycznym, o zamknięciu pewnej karty w historii Włoch, a nawet o przejściu z II Republiki, której Il Cavaliere był symbolem, do kolejnej, III Republiki. Oceny na wyrost? Być może, jednak niezaprzeczalnie dymisja Berlusconiego to ogromna zmiana.
www.lexpress.fr
Obecny w polityce od czasów afery korupcyjnej Tangentopoli, 3 razy stał na czele włoskiego rzadu (1994-1995, 2001-2006 i 2008-2011). Dziś, w wieku 75 lat, ten magnat włoskich mediow, który odcisnął swój ślad na polityce Włoch ostatnich 17 lat, jest oskarżany o szkodzenie swojemu państwu. Utrata zaufania większości parlamentarnej spowodowana głównie kryzysem ekonomicznym, w którym coraz bardziej pogrążają się Włochy była politycznym gwoździem do trumny premiera.
Po dymisji Berlusconiego place Italii wypełniły wiwatujace tłumy. Euforia była też widoczna w internecie, m.in. na Facebooku, gdzie sporo naszych znajomych zamieszczało zdjecia, na których wznosili toast za nowe Włochy.
Mario Monti - nowy premier Włoch (http://www.innovatorieuropei.com)
Po dymisji Il Cavaliere, zgodnie z procedurą, prezydent Giorgio Napolitano zlecił misję tworzenia nowego rządu dawnemu komisarzowi europejskiemu Mario Monti. Szybkością działań, rozsądkiem i taktem Napolitano zyskał sobie przydomek "Super Giorgio". Ale teraz uwaga wszystkich skupia się raczej na Super Mario, który ma uformować rząd złożony z ekspertów i podźwignąć kraj z kryzysu. Oby! Ten światowej sławy ekonomista jest prezydentem Universystetu Bocconi - najlepszej we Włoszech uczelni ekonomicznej. Jest też przewodniczacym ekonomicznego klubu Bruegel. Może więc się uda?
Mario Monti zapowiada sporo trudnych społecznie reform: podniesienie podatków, podniesienie wieku emerytalnego czy cięcia w sektorze publicznym. Ciekawe, czy społeczeństwo, które tak cieszy się z odejścia Berlusconiego, udźwignie te reformy? A może niedługo wyjdzie na ulice protestować przeciwko Super Mario?
Łączymy się z Włochami, gdzie mieszkańcy przeżywają horror z powodu „bomb wodnych”. Jeszcze rok pól roku temu mieszkaliśmy w Turynie i jeździliśmy nad morze do Genui, skąd dzisiaj ewakuuje się mieszkańców…
Uff, skończyła się już praktycznie wszędzie inwazja zamerykanizowanych dyni, z powycinanymi przerażającymi wizerunkami najdziwniejszych stworów. Zaduszki więc już za nami. My postanowiliśmy jeszcze jednak na chwilę wrócić do tradycji związanej z dyniami, jak się jednak domyślacie – we Włoszech.
Ku naszemu dużemu zdziwieniu podczas eskapady do Venzone – małego miasteczka położonego u podnóża Alp – okazało się, że mogłoby ono uchodzić za włoską stolicę Halloween. Tradycyjnie w ostatni weekend października organizuje się tam Festa della Zucca – święto dyni! Pomysł narodził się w latach 90. kiedy postanowiono wypromować rejon Venzone i w średniowiecznych kronikach znaleziono ponoć opisy podobnego święta.
Zdjęcia pochodzą z portalu udine20.it
Dynię uwielbiamy, jest ona dla nas praktycznie królową warzyw, idea takiego święta bardzo przypadła więc nam do gustu. Ekspedientka jednego ze sklepów uprzedziła nas jednak, że pomimo bardzo ciekawych tradycji święto przestało przyciągać tłumy turystów i w tym roku nie było nawet pewne, czy się odbędzie. Wydaje nam się, że święto się jednak odbyło. Wyglądało pewnie mniej więcej tak, zobaczcie filmik znaleziony na Youtube:
Na czas obchodów dynia jest podobno prawdziwą królową Venzone. Dyniami najróżniejszych kształtów przystraja się główny plac miasta, ulice, wystawy sklepowe. Wiadomo, jak to bywa w przypadku dyni, trufli i wielu pewnie jeszcze innych rzeczy – im większe tym dorodniejsze. Jedną z bardziej ekscytujących atrakcji festiwalu jest więc mierzenie dyni specjalnym Zuccometro – dyniometrem, który pozwala wyłonić zwyciężczynię. Najcięższa dynia w historii festiwalu ważyła ponoć 391 kg!
Poza tym miejscowe tawerny przygotowują dynię na wszystkie możliwe sposoby tak, aby zadowolić nawet najbardziej wymagające podniebienie. Odbywa się wtedy także konkurs na najbardziej wymyślnie wydrążoną i przyozdobioną dynię. Wieczorem miasto zatapia się w świetle płomieni ognisk i świec w dyniach-świecznikach.
Jak możecie zobaczyć na zdjęciach, to święto musi być absolutnie niepowtarzalne! Mamy nadzieje, że będzie kontynuowane i że uda się nam tam kiedyś dotrzeć! Na razie zadowoliliśmy się ciastkami z dyni, które w kilku butikach można kupić także latem.
Z turystycznego punktu widzenia największymi atrakcjami Venzone są Duomo i Mummie di Venzone (filmik z Youtube poniżej). Duomo z początku XIV w. jest godne uwagi, choćby ze względu na podziwianie jego odbudowy po trzęsieniu z 1976 roku, kiedy bardzo ucierpiało. W świątyni można podziwiać rzeźbę miejscowego artysty zainspirowaną zjednoczeniem mieszkańców w odbudowie Venzone po trzęsieniu ziemi, wykonaną w jednym kawałku drewna.
Mummie di Venzone pochodzą z okresu między XIV i XIX w., są przechowywane w krypcie kaplicy św. Michała nieopodal katedry. Słyną z tego, ze nie zostały zmumifikowane przez człowieka ale w sposób naturalny – dzięki odpowiedniej temperaturze i wilgotności powietrza oraz dużej ilości siarczanów wapnia obecnych w tamtejszej ziemi.
Venozone może też uchodzić za włoską Prowansję – jego okolice są porośnięte lawendą z której wyroby kupić można w kilku butikach.
Do Conegliano udało się nam wpaść tylko na chwile, bo i cel mieliśmy dość dobrze sprecyzowany: pojechaliśmy tam napić się prawdziwego, włoskiego Prosecco, z produkcji którego słynie to małe miasteczko. I tu uwaga: to właśnie z Conegliano a nie z miasteczka o nazwie Prosecco położonego niedaleko Triestu pochodzi to słynne wino.
Wycieczka była bardzo owocna, wino bardzo smaczne. Miasteczko zakryło przed nami jednak swoje walory kulturalno-krajobrazowe, ponieważ (jak przez większość naszych wakacji w regionie Friuli Venezia Giulia) lał deszcz. Zrobiliśmy wiec sobie tylko krótki spacer pod parasolem jedna z głównych uliczek miasta – via XX Settembre – wokół piazza Giambattista Cima i zobaczyliśmy tamtejsza katedrę. Niestety tylko z zewnątrz, bo była akurat zamknięta. W srodku katedry zobaczyć można obraz „Sacra Conversazione” – słynny obraz malarza, któremu poświęcony jest plac.
Miasteczko leży tez na pierwszym we Włoszech Włoskim Szlaku Wina. Jeśli do Conegliano wybierzecie się w celu podobnym do naszego, może to być ciekawy pomysł na rozszerzenie programu.
Podobno do samego miasteczka najlepiej przyjechać jest na koniec września na Festa dell’Uva, podczas którego można lepiej poznać tradycje związana z produkcja wina. Święto zaczyna się uroczysta kolacja w piątek wieczorem, spróbować można wiec także specjałów kuchni Veneto. W pierwsza niedziele października odbywa się tam festiwal Dama Castellana, poświęcony tradycjom – uwaga – nie średniowiecznym a renesansowym. Może ktoś z Was słyszał albo był na którejś z fest? :)
Włochy znane są m.in. ze zjawiska «kampanilizmu » czyli przywiązania do małej ojczyzny. Termin «campanilismo » pochodzi od włoskiego słowa « campanile », oznaczajacego dzwonnicę. « Kampanilizm » jest więc obrazowym określeniem na umiłowanie własnej dzwonnicy, własnej wioski, miasta, regionu. W przypadku Włoch sprawa jest naprawde poważna. Wiecie na przykład kiedy w Toskanii jest największe świeto? Kiedy drużyna Florencji (stolicy Toskanii) przegra mecz:)
Umiłowanie tego, co lokalne jest też bardzo widoczne we Friuli-Wenecji Julijskiej, w której spędziliśmy miesiąc wakacji.. Widać to właściwie na każdym kroku. Po pierwsze, ten region bije inne pod względem ilości ludzi, którzy mówią dialektem. Zakładane są szkoly języka fruliańskiego dla przyjezdnych, autochtoni mówią między soba tym dialektem w codziennym życiu. I to nie tylko pokolenie babć i dziadków! Swoją drogą to ciekawy dialekt, swoista mieszanka francuskiego, włoskiego i niemieckiego. Po drugie bardzo doceniana jest sztuka lokalna, o czym mielismy okazję przekonać się zwiedzając Willę Manin.
Położona w Passariano (Codroipo) jest jednym z najważniejszych zabytków artystycznych Friuli-Wenecjii Julijskiej i jednym z symboli turystycznych tego regionu. Najlepiej dotrzeć tam samochodem, bo jeśli dojedziecie do Codroipo pociągiem, to bedzie musieli około godziny wędrować wzdłuż drogi, pomimo, że tubylcy będą wam powtarzać, że odleglość z Willi do Codroipo można pokonać w 15 min. Chyba rowerem!:) Nie dajcie się zwieść, my, pełni ufności w słowa autochtona spóźniliśmy się na pociąg:)
Villa Manin to siedemnastowieczny kompleks architektoniczny wybudowany na zlecenie Antonio Manin, wenecjanina, który, nie mogąc zbudować sobie godnej rezydencji z wielkim modnym ogrodem w zbudowanej na wodzie Wenecji, kupił zgodnie z ówczesnym zwyczajem ziemię na stałym ladzie. Powstała rezydencja służyła Ludwikowi I Manin, ostatniemu doży Wenecji jako domek letniskowy. Willa była też świadkiem ważnych wydarzeń historycznych. Za panowania wspomnianego ostatniego doży Wenecji Napoleon Bonaparte wybrał Willę na główny ośrodek dowodzenia wojskami francuskimi podczas kampanii włoskiej z 1797 roku. To tu powstał ład prawny, który Bonaparte narzucił później wielu krajom Europy. Wreszcie to w tej willi toczyły się negocjacje zwieńczone Traktatem z Campoformio (1797), w wyniku którego Republika Wenecka została włączona do Imperium Habsburskiego. Ta zmiana przyczyniła się zresztą do konca historii dynastii Manin i do podupadku willi.
Willa Manin jest warta odwiedzenia nie tylko ze względu na swoja przeszłość, ale także ze względu na swoje walory architektoniczne (kaplica św. Andrzeja), malarskie (freski Dorigny, obrazy Fontebasso) i rzeźbiarskie (rzeźby Torettiego). Mieści się tutaj również wystawa karet i powozów.
Obecnie Willa Manin pełni głównie funkcję muzeum. Można tam zobaczyć kolekcję broni lub też słynny pokój Napoleona, w którym Bonaparte spędził noc przed podpisaniem Traktatu z Campoformio. Oprócz stałej wystawy, willa gości równiez wystawy czasowe (dotychczas najsłynniejsze były poswięcone Tiepolo, Sebastiano Ricci czy Kandinsky'emu) i koncerty.Villa Manin pełni także funkcję Centrum Sztuki Współczesnej, w którym mogliśmy zwiedzić wystawę poświęconą sztuce fulianskiej "Arte contemporanea in Friuli Venezia Giulia 1961-2011". Wystawione zostały prace najlepszych artystów regionu, ale też regionów sąsiednich. Można było oglądać dzieła takich artystów jak np. Dino Basaldella, Kandyd Grassi, DeVette i wielu innych, które przez minione 50 lat byly wystawiane podczas siedemset trzydziestu wystaw organizowanych przez Centrum Sztuki Współczesnej.
Jeśli będziecie w okolicy, zajrzyjcie w to miejsce. Choć nie jest to pierwsza destynacja we Włoszech, nie pożałujecie!
Pewnie zauważyliście, że wróciliśmy do Paryża. Tu tempo życia jest tak szybkie, że nie nadążamy z codziennymi obowiązkami i niestety nie mamy już tyle czasu na pisanie bloga co kiedyś. Do Włoch wracamy jednak myślami niemal codziennie i staramy się podtrzymywac kontakt z tym krajem. Robimy to m.in. poprzez media, szczególnie internetowe wydania gazet. Jest to dobre rozwiazanie dla wszystkich, którzy chcą być na bieżąco z tym, co się dzieje we Włoszech, a także dla tych, którzy nie mają na codzień kontaktu z włoskim, ale bardzo chcą tego języka nie zapomnieć.
Dlatego proponujemy wam dzisiaj wykaz najważniejszych włoskich tytułów prasowych wraz z linkiem do strony i krótką notką, dzięki której łatwiej zrozumieć politykę redakcyjną danej gazety. We Włoszech wybór prasy jest bardzo szeroki. Włosi czytają dzienniki ogólnokrajowe, ale także te lokalne, dotyczące ich miast i tego, co się dzieje na bliskim im terytorium. Istnieją dzienniki poszczególnych opcji politycznych i światopoglądowych, a także te tematyczne, sportowe lub ekonomiczne. Czytelnictwo gazet jest ciągle jeszcze we Włoszech rozpowszechnione i widok Włocha kartkującego gazetę nad filiżanką espresso nie jest rzadkością.
źródło:www.iljester.it
Oto najważniejsze włoskie dzienniki:
Corriere della Sera(jeden z najważniejszych dzienników, wydawany w Mediolanie)
La Repubblica(dziennik centro-lewicowy z Rzymu, także jeden z najważniejszych)
Avvenire(dziennik katolicki wydawany przez włoski Episkopat)
Il Giornale(prawicowy dziennik bliski Berlusconiemu.
Tu czas na anegdotkę. Nasz znajomy "podziwia" Berlusconiego za umiejętny dobór nazw. Jego partia to do niedawna Forza Italia, co jest okrzykiem cisnącym sie na usta kibicom wspierającym włoską reprezentację. Jego dziennik to "Il Giornale" czyli ... dziennik. Wniosek: każdy kto czyta dziennik i kibicuje włoskiej drużynie poniekąt wspiera Il Cavaliere;))
Porównanie jak dana informacja jest potraktowana w różnych gazetach jest bardzo ciekawym ćwiczeniem i pozwala lepiej zrozumieć dzisiejszą Italię. Weźmy dzisiejsze wotum zaufania dla Berlusconiego. Corriere della Sera pisze: "Il Governo regge ancora. Berlusconi ha la fiducia con 316 si" czyli "Rząd ciągle jeszcze króluje. Berlusconi zdobył wotum zaufania wiekszoscia 316 głosów". Warto zwrócić uwagę na nieco ironiczne "jeszcze", na które nie pozwolił sobie bliski Berlusconiemu "Il Giornale". Ta sama informacja zostala w "Il Giornale" skomentowana tak: "Fallito l'agguato della sinistra. Il governo ha la fiducia. 316 si." czyli "Zasadzka lewicy się nie powiodła. Rzad ma wotum zaufania. 316 tak". Nie ma tu mowy o samym Berlusconim, a o rządzie, wyraźnie atakowana jest lewica, a wniosek o wotum nieufnosci nazywany zasadzka. Niby o tym samym, a jakże inaczej;)
Jaka jest wasza ulubiona włoska gazeta?
Macie swoje sposoby na szlifowanie włoskiego na odległość?