Kuchnia neapolitanska to nie tylko pizza. Chcąc spróbować innych lokalnych przysmaków, za namową "lokalnych" znajomych poszliśmy na obiad do trattorii (czyli knajpy z domowym jedzeniem) o swojskiej nazwie "La Campagola" mieszczącej się przy via Tribunali 47, jednej z najważniejszych ulic starożytnego Neapolu, znajdującej się w ścisłym starym mieście.
Historia tej knajpki sięga 1946 roku, kiedy to Giovanni Bufalino decyduje się na otwarcie sklepu z produktami pierwszej potrzeby: winem;), warzywami, mąką, sosem pomidorowym i wszystkim, czego po wojnie potrzebowano najbardziej. Panował wówczas zwyczaj łagodzenia wpływu spożywanego w tego typu sklepach alkoholu jajkiem sadzonym i z tego wlasnie jajka rodzi się pomysł właścicieli na rozszerzenie oferty o przygotowywane na miejscu jedzenie.
Dzis lokal jest zarządzany przez wnuka założyciela, Antonio, którego mieliśmy okazje poznać. Ciekawa jest historia nazwy knajpki, która świadczy o początkach współczesnej franczyzy. Wyobraźcie sobie, że nazwa została narzucona przez sprzedawcę win, który wykupował lokale w Neapolu i pozwalał innym nimi zarządzać pod warunkiem, że bedą kupować u niego wino i że knajpy bedą nazywać sie “La Campagnola". W kuchni, którą widać zza szyby, z niebywałą prędkością pracuje kilka kobiet, wszystkie spokrewnione z właścicielami.
Menu jest zapisane kredą na tablicy, a dania, które się skończyły są szybko ścierane przez jednego z kelnerów. Popularność knajpy sprawia, że trzeba trochę poczekać na stolik. Nam tę knajpkę polecił znajomy, ale nie wspomnieliśmy w wejściu, że przychodzimy od niego i gdy w rozmowie z szefem wyszło, że jesteśmy znajomymi jego znajomego bardzo ubolewał, że nie powiedzieliśmy o tym wcześniej. "Przecież dałbym wam stolik duzo wcześniej!" Ot, przyjechałeś człowieku do Neapolu, zachowuj sie jak Neapolitańczyk! Następnym razem będziemy o tym pamiętać;)
Menu jest zapisane kredą na tablicy, a dania, które się skończyły są szybko ścierane przez jednego z kelnerów. Popularność knajpy sprawia, że trzeba trochę poczekać na stolik. Nam tę knajpkę polecił znajomy, ale nie wspomnieliśmy w wejściu, że przychodzimy od niego i gdy w rozmowie z szefem wyszło, że jesteśmy znajomymi jego znajomego bardzo ubolewał, że nie powiedzieliśmy o tym wcześniej. "Przecież dałbym wam stolik duzo wcześniej!" Ot, przyjechałeś człowieku do Neapolu, zachowuj sie jak Neapolitańczyk! Następnym razem będziemy o tym pamiętać;)
Zjedliśmy wspaniale! Na przystawkę frittura mista czyli jedna bruschetta, jeden fior di zuccha (kwiat cukinii w cieście), jeden crocchè (typowa przystawka na bazie jajka i ziemniaków ktora tworzy mase ugnieciona widelcem i jest panierowana w bułce tartej i smażona) i jeden carciofo czyli karczoch w cieście.
Do tego pyszną sałatkę ze smażoną ośmiorniczką (insalata di polpo). Mniam!
Po zaspokojeniu pierwszego głodu przyszedł czas na główne danie. Wzięliśmy najbardziej typowe z możliwych :) Paccheri alla ricotta czyli pyszny makaron przypominający canelloni, ale krótszy i płaski w sosie pomidorowym z ricottą oraz króla neapolitanskich dań czyli braciola al ragu. To danie jest dla mieszkańców Neapolu jak schabowy, je się je zawsze na niedzielny obiad. Przypomina nieco bitki wołowe i jest wyśmienite!
Oto przepis dla czterech osób:
650gr mięsa wolowego pokrojonego w niezbyt chude paski 30gr orzeszkow pinii
40gr rodzynek
70gr sera pecorino
200gr boczku lub kiełbasy pokrojonego w paski
500gr obranych pomidorów
1 butelka przecieru pomidorowego
3 zabki czosnku
Zmielona pietruszka
1 cebula
1 marchewka
1 kieliszek białego wina
Gałka muszkatałowa
Sól i pieprz
Co nalezy zrobic? Rozbić kawałki mięsa tłuczkiem, przyprawić. Położyć na każdy kawałek boczek lub kiełbasę. Zmieszać pietruszkę, drobno pokrojony czosnek i orzeszki. Wyłożyć ten farsz na mięso, dodać rodzynki i drobno pokrojony ser. Zwinąć jak bitki, spiąć wykałaczką. W rondlu podsmażyć pokrojoną cebulę i marchewkę. Przesmażyć bitki po czym dodać wino i pomidory. Zalać przecierem pomidorowym. Dusić 1,5 godziny na wolnym ogniu.Po powrocie do domu chętnie wyprobujemy ten przepis i mamy nadzieję, że dzięki temu na nowo będziemy w Neapolu:)
Restauracja, choć bardzo znana, pozostaje niedroga. Za opisane jedzenie, butelkę wina i butelkę wody zapłaciliśmy trochę ponad 20 euro. Adres godny polecenia!
sałatka z ośmiorniczką bardzo by mi pasowała:)
OdpowiedzUsuńi pomyśleć, że trattoriami w Polsce nazywa się generalnie miejsca "z pretensją restauracyjną":)
pozdrawiam!
życie & podróże
gotowanie
W Campagnoli ma sie z sumie bardziej wrażenie bycia w gościach u Włochów niż w restauracji ale chodzić można tam bez obaw No i na końcu trzeba zapłacić :-) a osmiorniczki można czasem kupić w salat e zamkniętej w konserwie :-)
OdpowiedzUsuńWspanialy artykuł.
OdpowiedzUsuńA jak wyglądała kwestia wyżywienia? Bo znalazłem ceny produktów spożywczych we Włoszech i 32 zł za pierś z kurczaka to trochę dużo, np: taka informacja jest tutaj:http://cenyw.pl/wlochy/ – tak też jest w rzeczywistości?
OdpowiedzUsuńJa tam kocham jadać steki we wrocławiu, chociaż zgaduję, że w kuchni włoskiej również bym się zakochał, ponieważ jestem zakochany w Pizzy. Nie ukrywam jednak, że chyba nie zastąpi mi ona nigdy soczystego steka :)
OdpowiedzUsuńPizza przepyszna
OdpowiedzUsuń